Zmartwychwstanie
Nie muszę rozumieć wszystkiego, bo Boże plany nie są planami
mojego autorstwa. Bóg myśli inaczej i inaczej działa. I inaczej kocha. Ale
przecież jest we mnie ciekawość i pragnienie wiedzy. Chciałbym rozumieć i
poznawać to, co Pan Bóg ma dla mnie na tu i teraz. I nie chciałbym się czuć jak
trybik w maszynie, który nie ma świadomości swojego udziału w większym planie
na swoje życie i w życiu Boga.
A jednak Pan Bóg skrywa przede mną wiele rzeczy i muszę
uznać tę prawdę, że nie będę wiedział i rozumiał tak do końca wszystkiego. I
nie wynika to z Jego złej woli; pewnych rzeczy nie jestem w stanie objąć
umysłem. Ze strony Boga może to być także akt miłosierdzia względem mnie. W
wielu bowiem sprawach absolutna wiedza mogłaby stać się nie do uniesienia, jak
choćby prawda o realnej wadze moich przewinień.
Podobnie sprawa ma się z rzeczami, których określeń używamy
bardzo często, ale prawdziwa ich natura jest przed nami zakryta. No właśnie,
jak chociażby zmartwychwstanie. Sprawa jest o tyle ważka, bo przecież dotyka
najważniejszej tajemnicy wiary. Już samo użycie słowa tajemnica zakłada, że
człowiek staje w pełnej świadomości niemożności wyjaśnienia tego zjawiska nie
tylko na poziomie rozumowym, ale na żadnym poziomie. To, że tak wiele słów
padło na ten temat w całej historii ludzkości nie znaczy, że potrafimy zgłębić
to zagadnienie do końca i zobaczyć jego naturę taką, jaką ona jest w prawdzie.
Co nam więc zostaje?
Po pierwsze. Możemy ze spokojnym sumieniem przyjąć fakt
zaistnienia samego wydarzenia zmartwychwstania. Jest to realne wydarzenie
określone w czasie i przestrzeni, nawet jeśli naukowcy nie są do końca
jednomyślni co do szczegółów. Miało ono swoich świadków i to niejednego.
Po drugie. Zmartwychwstanie leży u podstawy tego, co my
nazywamy fundamentem wiary. Bez niego nie ma sensu wiara i jej przekazywanie.
Człowiek wierzący nie zasadza swojej wiary na swoich czy cudzych wymysłach i
pobożnych życzeniach, ale na realnej i namacalnej więzi z Jezusem, którego
spotyka w pewnym momencie na swojej drodze. Jeśli więc Jezus żyje teraz, to
jest to konsekwencją Jego zmartwychwstania wtedy.
Po trzecie. Pożyteczne wydaje się rozważanie tej tajemnicy,
bo duchowość człowieka musi być zbudowana na rozumie i na wierze.
Po czwarte. Wiąże się zmartwychwstanie nieodłącznie z
cierpieniem i śmiercią, które je poprzedzają. Czy chcesz czy nie, patrzenie na
Jezusa zmartwychwstałego idzie przez pryzmat Jego ran. Możesz namacalnie
dotknąć Jego grobu i miejsca Jego konania. Tym samym zderzasz się z rzeczywistością,
przecież bolesną, przez którą i ty sam będziesz musiał przejść.
Po piąte. Zmartwychwstanie to pytanie o kondycję i istotę
śmierci. Wydaje się ona „wielką panią”, przed którą każdy pochyla się z lękiem
i poczuciem słabości i nieuchronności. Trzeba sobie więc odpowiedzieć, czym
jest i w jakiej jest relacji do zmartwychwstania i życia wiecznego.
Pewnie tych pytań i zagadnień związanych ze
zmartwychwstaniem można odnaleźć więcej. Nas natomiast interesuje to wydarzenie
w kontekście naszego losu jak ludzi Chrystusowych. Pozornie w perspektywie wiary sytuacja jest
jasna. Jeśli Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród umarłych, to i my
jako wierzący w Chrystusa zmartwychwstaniemy. Oznacza to, że losem naszym jest
cierpieć, umrzeć, a potem znów wrócić do życia. A więc jednak cierpienie i
śmierć! Chciałoby się ominąć tę rzeczywistość, ale się tego nie da zrobić.
Wszelkie dążenia do życia tutaj i teraz bez cierpienia, starzenia się i śmierci
są tylko ułudą i próbą oszukiwania samego siebie. Każdy to wie, jeśli miał
sposobność towarzyszyć komuś w jego umieraniu. Nie ma w tym nic eleganckiego.
Przygotowujemy się więc na ten moment, na własną śmierć. Zamysł Pana Boga był
jednak inny, nie miało dojść do rozdzielenia ciała człowieka od jego Ja, do
tego tragicznego rozdarcia jego natury. Jesteśmy bowiem jedno, tak zostaliśmy
prze Pana Boga „zaprojektowani” – jedność duszy, ducha i ciała. Natomiast ciał
nasze podlega zniszczeniu. I tutaj można zastanawiać się, czym właściwie jest
ta śmierć, jak to się dzieje, co następuje w momencie rozdzielenia. Jedną z
głównych prawd wiary jest stwierdzenie, że dusza człowieka jest nieśmiertelna.
Znaczy to, że jeśli w nas jest świadomość naszego własnego istnienia, to nigdy
ta właściwość naszej duszy nie zostanie zatracona. Pomyśl sobie w taki sposób:
to, co teraz przeżywam, odczuwam zapisuje się już na zawsze i kiedyś (cokolwiek
to oznacza w wymiarze wieczności) będę wspominał to mniej lub bardziej żywo.
Zatem śmierć nie dotyka duszy, ale polega na jej oddzieleniu od ciała. Można by
powiedzieć, to chyba dobrze. I tak i nie. Nie, bo zamysł Pana Boga był inny i
taki stan a nie inny jest wynikiem buntu człowieka wobec Niego. Tak, bo Pan nie
zrezygnował z człowieka i nie pozwolił, by Jego dzieło zostało zaprzepaszczone.
Potrzebujemy więc nowego ciała nie podlegającego już zepsuciu w wyniku grzechu.
Jeśli więc grzech niszczy naszą jedność i wprowadza rozdarcie, co jest faktem w
życiu każdego człowieka, to potrzeba nam naprawy całej tej sytuacji, by odjąć
od nas niszczycielską jego moc i wprowadzić ponownie jedność w nas i przyjaźń z
Bogiem. Człowiek nie panuje nad tymi rzeczywistościami; to, co potrafił zrobić,
to zepsuć Boży plan. Nowy Adam, Jezus Chrystus miał moc, by rozłamaną
rzeczywistość naszej natury na nowo w sobie poskładać w jedno. W Nim także
dokonało się rozdarcie – śmierć z Jego własnej woli pomimo, że był bez grzechu.
Tu jednak tego rozdzielenia dokonał nasz grzech, który Jezus wziął na siebie. I
co najważniejsze, Jezus odzyskuje jedność w sobie, jest mocniejszy od śmierci –
zmartwychwstaje. Myślę, że nie będziemy może wiedzieć, dlaczego to musiało
trwać w czasie a nie dokonało się natychmiast po śmierci. I chyba to dla nas
nie jest najważniejsze. Otóż śmierć w ludzkim ciele została przez Niego
pokonana; Jezus jest pierwszym człowiekiem, który podniósł się ze śmierci do
życia i już więcej nie umiera. Nie jest to wskrzeszenie, takie jak chociażby
wskrzeszenie Łazarza – tu człowiek podlega dalej śmierci. Zmartwychwstanie
przywraca pierwotny stan jedności człowieka w jego naturze tak jak Pan Bóg
chciał, by było od początku.
Kiedyś zmartwychwstaniemy. Możemy spekulować co do czasu i
miejsca. Ale ten fakt jest bezdyskusyjny. Co będzie potem? Jak będzie wyglądać
nowe Niebo i nowa Ziemia. Może dobrze, że nie możemy nic na ten temat
powiedzieć, bo znając naszego Pana Boga na pewno nas zaskoczy. Jak będzie wyglądać
nasze życie jako „dorosłych” dzieci naszego Ojca? Jak będą układać się nasze
wzajemne relacje? Składam to ufnie w ręce Jezusa, pierwszego zmartwychwstałego
człowieka – On już wie jak to jest. I sam doświadczając nowego życia w pełni
zaprasza nas do niego w pełni odpowiedzialności.
Teraz, co dalej z tym co tutaj? W świadomości faktu, że będę
żył nowy, w nowym królestwie Bożym, będąc niejako tam już jedną nogą, co muszę
tutaj robić? Kościół jasno pokazuje naukę Ewangelii. Przyjdzie nam przejść
przez Bramę. Ale nie jest nią śmierć. Już teraz Bóg wzywa każdego do wejścia w głęboką
relację miłości z Nim, by to, co ma kiedyś trwać wiecznie zaczęło się już teraz.
Jak zawsze to On wykonuje pierwszy krok do relacji wierząc w każdego człowieka,
bo w taki sposób się jest kochającym Ojcem. Przecież każde imię każdego Jego
dziecka ma wyryte na swojej dłoni. Wyryte męką Jego Dziecka. Otwarte serce Boże
to moje i twoje przeznaczenie, to chwała przyszłego wieku. A wchodzi się tam
przez Jezusa – Bramę owiec. W Nim Ojciec naprawił to, co zmasakrował grzech,
wszystko w Nim odnowił. Dla swoich dzieci.
Jezus zmartwychwstał, naprawdę powstał z martwych. I nie
jest możliwe, by idąc od grobu ominął kogokolwiek, ogłaszając tę nowinę. A w
Jego słowach słychać zaproszenie: nie bój się, wierz tylko – śmierć, twoja
śmierć nie jest końcem – Ja zwyciężyłem śmierć.
Rozpoznaję Jego głos, dał mi się poznać i pociągnął mnie
swoją bezinteresowną miłością do zażyłości, do relacji bardzo przyjacielskiej.
Wejdę więc w Jego zmartwychwstanie bez lęku a w momencie śmierci stanie na jej progu
i wyciągnie do mnie przyjazną dłoń.
Jezu, Boże bliski,
Twoja miłość usuwa mój lęk,
Nie zostawisz mnie nigdy samego, w żadnej sytuacji,
A szczególnie w godzinie śmierci
Pozwól mi przyjść do Ciebie, nawet jeśli do końca nie poznaję Twoich dróg
I ich nie rozumiem
Stań się dla mnie Drogą i Bramą do serca Ojca, które kocham.
Amen.