W codzienności - Diakonia Modlitwy KONIN

Ku wolności wyswobodził nas Chrystus!
Diakonia Modlitwy
św. Michała Archanioła
Ruch Światło - Życie   Rejon Koniński
Przejdź do treści
W codzienności
Chciałem napisać w trudzie dnia, ale potem, a właściwie natychmiast przyszła myśl, że przecież nie zawsze nasze życie jest związane z poczuciem noszenia ciężaru. Więc … „w codzienności”.
   Życie człowieka zawiera w sobie pewną właściwość akcyjności, nadzwyczajności wydarzeń i jeśli ktoś nas pyta: „co u ciebie?”, to najczęściej opowiadamy o tych ważnych wydarzeniach, jakby wyznaczały one sens życia i naszego działania. Sugerować by to mogło, że w czasie „pomiędzy” nie żyjemy. Co więc wypełnia ten międzyczas? Na ile jest on ważny w kontekście życia wewnętrznego, skoro na pierwszy rzut oka tak mało uwagi mu poświęcamy. Czy być może to, co się wtedy dzieje jest nieopisywalne lub mija w sposób bezrefleksyjny? Być może też jest to olbrzymi obszar nieużytku czasowego. Nie chcę jednak powiedzieć w ten sposób, że w sposób planowy i rozmyślny da się zawsze rekultywować ten międzyczas, by przynosił jakikolwiek dobry plon.
   W akcyjności naszego życia musimy zgodzić się w sobie na bezczynność. Nie jest niedobra sama w sobie, pod warunkiem, że zostanie spożytkowana w odpowiedni sposób. Bezczynność rozumiana jako brak działania nie istnieje. Natomiast rozumiemy podświadomie, o co chodzi w tym określeniu. Zatem ten czas podlega też decyzjom woli i może być przeżywany bardzo owocnie, nawet jeśli z zewnątrz nie da zaobserwować się istotnego działania. Może stać się sposobnością do rozwoju duchowego człowieka.
Rozważając sprawy związane z życiem duchowym, jego organizacją i możliwościami owocnego rozwoju, warto przyjrzeć się  kilku elementom, związanym bezpośrednio z gospodarką czasową życia, tak istotną w tym zagadnieniu w powiązaniu z wolnymi wyborami człowieka.
    1. Codzienność a podobna jej wieczność. Kontrowersja? Tak, ale też trudno nam mówić o tym, czym jest wieczność, bo musielibyśmy wiedzieć, czym jest to „coś bez czasu”. Często w myśleniu o wieczności łapiemy się na stwierdzeniu ”trwanie wieczne”, które już z nazwy zakłada upływ czasu (trwać np. godzinę). Oczywiście można mnożyć mniej lub bardziej mądrze brzmiące bezsensowne określenia, które niczego nie wyjaśniają na temat wieczności. Odczuwamy natomiast, że to co wieczne jest  inne niż to, co codzienne, trwające. Ale jednak człowiek jest z natury tak skonstruowany by trwać, czyli być w czasie i nie jest wcale oczywiste, że trwanie Boga i trwanie w wieczności człowieka to są tożsame pojęcia. Bóg przekracza wszelkie pojęcia i wyobrażenia natomiast człowiek żyje w rzeczywistości widzialnej a później w innej, ale zawsze stworzonej. Zatem jeśli jestem teraz osadzony mocno w istnieniu i w czasie, to rzeczywistość nieba może być w przeżywaniu relacji z innymi, aniołami i Bogiem bardzo podobna do tego, czego doświadczam teraz. Jeśli więc teraz jestem zdolny to przeżywać w dobry sposób, to być może moje przeżywanie Nieba będzie nosiło podobieństwo codzienności.
   2. Życie duchowe a gospodarowanie czasami przestoju (przestoje pełne obecności). Wyhamowanie w akcji, czas przestoju to właściwie dar w czasie, w którym mam większą sposobność, by celebrować w sposób niezakłócony obecność Pana Boga. I jakkolwiek na to nie spojrzeć, to właśnie w chwilach przestoju mogę zwrócić się do Pana w czysty i niezakłócony sposób. Oczywiście w tym momencie czas ten staje się na bazie naszej decyzji znów czasem naszej inicjatywy, ale właściwie może stać się odwrotnie: mogę pozwolić, by to Pan zagospodarował mi ten czas w jakiś szczególny sposób, potrzebny na teraz, taki, by przyniósł konkretny owoc w naszej relacji. Czasami wydaje nam się, że trzeba się spieszyć, planować, troszczyć się o wiele, ale w ekonomii Pana Boga, to co dla nas ważne przestaje mieć znaczenie i traci moc absorbowania naszego działania. Może stać się dla nas szkołą życia duchowego prowadzoną przez samego Mistrza. Wydaje się również, że mając spokojną przestrzeń czasową jesteśmy w stanie więcej usłyszeć i zrozumieć i nauczyć się sposobów i  dróg, jakimi Pan do nas dociera. Ważne jest tylko to, by pozwolić w swojej własnej pysze, aby Pan kształtował naszą wolę do wybierania tego, co słuszne według Jego zamysłu i zamiaru. Doskonale zdajemy sobie sprawę stojąc w rzeczywistości wiary, że będzie to dla nas w ogólnym rozrachunku najkorzystniejsze.
   3.  Bezczynność a wyrzuty sumienia i grzech zaniedbania. W powyższym rozumieniu bezczynności,  niepotrzebne są wyrzuty sumienia, jeśli tylko dajemy się poprowadzić Duchowi Bożemu i nie wchodzimy w różnorako rozumiane zaniedbanie i lenistwo. Czas przebywania z Bogiem i ze sobą może wydać dobre owoce, bo pozwoli rozeznać, co dobre, co słuszne i co jest pożyteczne.
   4.  Codzienność a jednak pełnia działania. Jesteśmy wezwani by chwalić swojego Boga, tego, który nas ukształtował i wybawił z władzy grzechu. Chwała i dziękczynienie to moje i twoje zadanie na życie. Ta myśl prowadzi nas do wejścia w rzeczywistość uwielbienia Boga dla Niego samego nie tylko w określonych i stosownych momentach, ale w każdym działaniu na każdym miejscu i o każdej porze. Jest to możliwe dzięki Duchowi, który został nam dany, by w Nim nasz duch uwielbiał Pana. Każdy więc moment życia, czy to ten, w którym wykonujemy pracę zawodową, czy modlimy się w wyznaczonym czasie, na liturgii, w Namiocie Spotkania, czy jeszcze w wielu innych sytuacjach mniej lub bardziej chwalebnych ze swej natury, każdy z nich jest dobry i wręcz wymaga naszego  trwania przy Panu z oddaniem.

      Sprawa gospodarowania czasem w aspekcie życia wiarą to jedna sprawa. Pozostaje jeszcze sprawa organizacji i co jeszcze ważniejsze motywacji do działania w zwykłej codzienności. Jako chrześcijanie jesteśmy często zapraszani do podejmowania wielorakich działań w parafiach i własnych wspólnotach. Wiąże się to automatycznie z poświęcaniem swojego czasu a także sił i środków i wymaga od nas pewnych wyrzeczeń. Jeśli w większości przypadków na propozycję podjęcia jakiegoś działania czy zaangażowania się w jakieś dzieło bardziej na stałe, odpowiadamy: „nie mam czasu”, to można by wyciągnąć z tego takie wnioski: współczesny człowiek ma życie wypełnione nieustannym działaniem w którym nie ma luk wolnych i mimo dobrej woli, którą wielu deklaruje, nie jest możliwe wciśnięcie jeszcze czegokolwiek do kalendarza. Wydaje się to takie oczywiste, jeśli przyjmiemy jako prawdziwy stereotyp człowieka dzisiejszych czasów żyjącego szybko, pracującego na dwa etaty, coraz bardziej obciążanego obowiązkami w pracy i w życiu prywatnym. Człowiek w ciągłym biegu jawi się nowym sposobem na funkcjonowanie w dzisiejszym społeczeństwie. Jednak wydaje się być to nie do końca prawdziwym opisem stanu faktycznego. Czujemy gdzieś pod skórą, że w naszym zabieganym życiu w przypadku wielu ludzi istnieją potężne rezerwy niewykorzystanych możliwości czasowych, ale chyba przede wszystkim woli. Dotykamy w tym momencie samej kondycji słabości człowieka, który broni swojej niezależności ale i przestrzeni „nierobienia niczego”.  Dlaczego tak się dzieje? Podejmowanie działań na jakimkolwiek polu wiąże się z poczuciem stresu, podjęcia odpowiedzialności, zwykłego zmęczenia fizycznego i psychicznego, przełamywania swoich ograniczeń i barier zewnętrznych, narażenia się na bycie nierozumianym itd. Jeśli spojrzymy na sprawę od tej strony, to nie wydaje się dziwnym, że człowiek nie chce z natury swoje być narażonym na nieprzyjemne uczucia.  Jednak, przy uczciwym podejściu do prośby o zaangażowanie się w jakieś dzieło i tak pojawią się ambiwalentne uczucia, bo przecież odmawiając w celu zachowania spokoju czujemy, że zawodzimy kogoś i nawet w swoich oczach stajemy się uciekinierami.  
     Pojawia się też i inny aspekt tego zagadnienia – prawda o nas i naszym życiu. Rzeczywistość znanych nam osób i i uczciwe spojrzenie na swoje własne życie może doprowadzić nas do wniosku, że czas nie jest tutaj największym wrogiem braku naszego zaangażowania. Analiza tego zagadnienia  dotyka naszej woli, czy chcę oddać ten czas drugiemu człowiekowi i dopiero wtedy sensowne staje się zobaczenie możliwości w kontekście czasu i przestrzeni. Zwykle jest tak, że wystarczy tylko dobra organizacja całej tej fizyczności wokół nas. Jeśli pomiędzy tymi działaniami, które wykonujemy istnieją wolne przestrzenie, a każdy w większym lub mniejszym stopniu je posiada, to sprawa raczej rozbija się o motywację do działania. Należy też zauważyć, że nie chodzi  tutaj o wypełnianie wszystkich żądań; we wszystkim jest jeszcze potrzebne rozeznanie co jest słuszne, co konieczne a co zbędne czy wręcz głupie. Rzeczy z pozoru wyglądające na dobre i pobożne niekonieczne są takie i nie zawsze są dobre dla nas tak, jak dla innych.
      Na samym początku należy nam przyjrzeć się naszemu powołaniu, a dokładniej mówiąc powołaniom, tym kluczowym. Wybierając drogę z Panem zostaliśmy powołani do życia z Nim, do życia w Jego królestwie i  to na wieki. Po ludzku patrząc stawia to przed nami pewne wymogi i różnego rodzaju powinności, rozumiane między innymi jako posługę w Kościele. Zostaliśmy również powołani do życia w określonym stanie, np. małżeńskim, co, choć jest czasowe i stanowi rodzaj dożywotniego zobowiązania, wprowadza nas w całą gamę działań, aktywności, schematów. Podobnie jest z naszym powołaniem bycia rodzicami i pracą zawodową. Widać z tego, że spora część czasu i sił zostaje jakby z góry skonsumowana. Co więc z tą resztą? Czy stanowi ona niewykorzystaną przestrzeń, szansę na zrobienie czegoś więcej, z pożytkiem? Mając prawo do odpoczynku, do zajęcia się swoim hobby, wyczuwamy jednak podświadomie, że ten czas nie jest tylko w naszej gestii. Jako chrześcijanin jestem zobowiązany podążać za wolą Pana i nauczyć się ją rozpoznawać w swoim życiu. Więc wszystko mi wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść w odniesieniu do mnie jak i innych. Mieści się też w tym pytaniu dbałość o życie duchowe, modlitwę, zaangażowanie kościelne. Wydaje się więc, że pozostawienie samym sobie tych codziennych chwil przerwy w obowiązkach nie jest dobre. Czy odpuszczenie sobie troski o codzienność może stać się zagrożeniem? A jeśli tak, to zagrożeniem czego? Wszystko, co stanowi sprzeniewierzenie się wolności, jaką mamy w Bogu prowadzi do niewoli grzechu a stąd już niedaleko do śmierci i to tej w wymiarze wiecznym. Oczywiście najczęściej sączy się ona powoli i małymi dawkami na skutek odmawiania wierności w małych rzeczach, co w konsekwencji daje poważny efekt odejścia z dróg Pańskich i wejście w obszar egoizmu. Przyczyny? Pewnie jest ich wiele i dla każdego są  indywidualne, czasem bardziej usprawiedliwione a czasem mniej. Jakkolwiek nie patrzeć i wejść w próby tłumaczenia się wydaje się, że u podstaw leży niedookreślona relacja z Panem, brak wytrwałości i …  lenistwo? Więc, jeżeli pytamy o gospodarkę czasową naszego życia, to należy zapytać, co właściwie należy zrobić i jak ukształtować swoją wolę, by w tej walce o codzienność nie stracić Pana sprzed oczu. W zabieganiu, w którym wydarza się tak wiele tym bardziej potrzebna jest czujność, by nie dać się uwikłać w sieć wydarzeń, działań obowiązków, zgoła słusznych i potrzebnych. I właśnie tutaj, chwile „nic nie robienia” mają kolosalne znaczenie, ponieważ stanowią one przeciwwagę do czasami całkowicie absorbujących uwagę działań. Tak trochę jak na wadze kładziemy nasze wyciszenie, modlitwę, spojrzenie na Pana w opozycji do tych momentów, gdy to fizycznie staje się niemożliwe. Jest to więc czas łapania duchowego oddechu, przegrupowania sił. Pan Bóg, który towarzyszy nam nieustanie w tych i tamtych momentach domaga się w miłości zainteresowania by codzienność i trwanie została przepojona świadomością tego, że jest i że kocha. Bóg przesuwa nasze działanie i duchowość z modelu „akcyjnego” na umiejętność trwania w Nim w modelu „pomimo”. Stąd trwanie w obecności Jezusa i modlitwa nieustanna ma być rozumiana jako przestrzeń, w której wszystko inne jest zanurzone  a w chwilach bezczynności w sposób naturalny się eksponuje. Dochodzimy więc do punktu, w którym jesteśmy postawieni przed koniecznością zmiany pojmowania swojego odniesienia do Pana, do relacji z Nim i do pojmowania swojego wszechświata, swojego bytu, swojego ja, swojej zasady funkcjonowania i funkcjonowania Pana.
      Wydaje się więc, że należy na zagadnienie ułożenia swojego życia spojrzeć od strony przeciwnej – jesteśmy przyzwyczajeni do „zatykania dziur” Panem Bogiem. W chwilach akcji wszystko inne jest najważniejsze i często pozbawione, wykluczone z obecności Bożej. W pozostałych momentach wracamy do Pana tłumacząc sobie, że teraz dopiero mamy czas dla Niego; planujemy czas modlitwy, Namiotu Spotkania itd. To trochę tak, jak z odrabianiem pańszczyzny. W chwili pojawienia się konieczności działania nawet na polu kościelnym nasze deklaracje i postanowienia schodzą znów na plan dalszy ze względów wyższej konieczności.
Dlatego tak trudno jest niekiedy, co wynika z dzielenia wielu osób zaangażowanych we wspólnotach, o satysfakcjonujące, że tak powiem, życie duchowe (regularna modlitwa, rozważanie, czas na Słowo, adorację). Wszystkie te trudności są zakotwiczone w dotychczasowym sposobie życia, codziennym doświadczeniu, złym ustawieniu priorytetów, słabości natury ludzkiej. Sytuacja zderzenia się ideałów i oczekiwań sukcesu w życiu wiary z szarą rzeczywistością prowadzi nas często do frustracji i dlatego Pan domaga się nawrócenia i zmiany optyki patrzenia takiego, jakie powinno być właściwe dla nowego stworzenia w Chrystusie. To jest właśnie pierwsze i najważniejsze i dla nowego człowieka priorytetowe, by relacja z Panem trwała cały czas i stworzyła w życiu człowieka nieprzerwany obszar zjednoczenia, w każdym momencie, sytuacji, miejscu i każdej akcji. W nim, jak w powietrzu ma zostać wszystko zanurzone i relacja ma być pierwsza przed wszystkim, czego doświadczamy i co stanowi materię życia. Zdajemy sobie sprawę z tego, że to życie, które rozpoczęło się w pewnym momencie, ma w drugą stronę wymiar nieskończoności (cokolwiek to oznacza). Przyjmując więc nowe życie wolną decyzją wchodzę w poddanie się Panu i całkowitą zależność od Niego, co zakłada ciągły charakter relacji. Po ludzku jest to niemożliwe ale to Duch Jezusa wypełnia nas i z Niego płynie moc do decyzji wybierania Pana bez względu na wszystko. Sytuacja więc w tym momencie objawia się z innej strony. Będąc zanurzonym w obecności Bożej, czy to w chwilach bezruchu, czy działania nie zauważamy we względzie relacji Ja-Pan większej różnicy i powodów do chwilowego z niej rezygnowania. Dlaczego tak? Bo relacja z Panem ma podstawową zasadę Królestwa Bożego – jest nią Miłość i ona ją konstytuuje. W miłości wchodzę w niekończące się Królestwo, które jest właśnie niczym innym, jak byciem w Jezusie, z Jezusem i dla Jezusa. Muszę w swoim życiu duchowym przyzwyczaić się do myśli, że Królestwa nie można wyłączać tak jak telewizora, nie istnieje przycisk, który usprawiedliwiałby naszą czasową niewierność Bogu a jednocześnie sprawiałby w nas komfort czynienia, bez obecności przecież tego Najważniejszego. Stąd już bardzo blisko do poczucia winy i do myślenia o własnej słabości jednocześnie do tłumaczenia swojej zdrady jakimiś racjonalnymi argumentami. Należy tutaj zastanowić się nad faktem, dlaczego jeśli wierzę w Boga i Jezusa obrałem jak Pana i Zbawiciela, to nie stanowi dla mnie problemu omijania i wypierania Jego obecności przecież przyjacielskiej z tak przeważającej części swojego życia. O czym to świadczy i do czego to prowadzi? Tymczasem Pan chce być z nami w relacji miłości i jest jej wierny, bo On wiary dochowuje.  I gdyby to nie było możliwe, to Pan nie wzywałby nas do takiego życia i nieustanego bycia z Nim. Nie jest też możliwe, aby ta relacja była czymś skomplikowanym i trudnym do spełnienia. Dla kogo by ona była? To, że Pan rozumie naszą słabość to jedno i to, ze Niebo pełne jest grzeszników to drugie, ale jesteś Ty osobiście wezwany do bycia wiernym miłości Boga w każdej chwili. A jeśli nie czuję w sobie płomienia miłości, za którą warto życie dać, to stoję przed problemem zasadniczym:  powiedziano: będziesz miłował Pana Boga swego z całego serca swego, całym umysłem, życiem, ze wszystkich swych sił, w każdym czasie i na każdym miejscu. Nie czynię bo nie kocham w taki sposób. I jeśli ktoś zapyta Cię o twoją miłość do Pana, to co czujesz w głębi serca? Czy  w nim znajdujesz motywację ”z miłości”?

Z całego serca, ze wszystkich sił… Jak to zrobić, jak zacząć kochać? Wydaje nam się niemożliwe wzniecić w sobie miłość; jesteśmy tak ukształtowani w naszym doświadczeniu, że nie da się w nas wykrzesać uczucia kochania – zakochanie przychodzi trochę tak ponad nami.  Jednak nie mówimy tutaj o zakochaniu ale o miłości, jako czymś, co jest raczej decyzją woli a nie zmysłowym doświadczeniem i uczuciem. Słowo przykazania „będziesz” brzmi jak nakaz od Boga i odwołuje się do naszej wrodzonej natury, do obrazu samego Pana Boga w nas. Bóg domaga się w nas powrotu do pierwotnej miłości i tego co zostało raz na zawsze ukonstytuowane w raju, mimo iż nie ma w nas takiego doświadczenia czystej bezinteresownej miłości jaka miała tam miejsce. Dlatego ze wszystkich sił, na rozum, wolę, bo poznając Pana, w pierwszej chwili to, co nas pokonuje i kruszy nasze zatwardziałe serce, jest Jego miłości objawiona w Chrystusie na Krzyżu. Bóg jak pierwszy wychodzi na spotkanie  i konfrontuje nas ze swoją bezwarunkową miłością, by nasze serce w jej ogniu musiało się jakoś wobec tego faktu określić. Pojmuję to wiarą, pojmuję rozumem, pojmuję wolą i z wolnej woli odpowiadam Bogu. Do tego doświadczenia Bóg odwołuje się w przeciągu mojego życia, do tej pierwszej decyzji woli kochania go, ze względu na niego samego, cały czas ponawiając swoją własną decyzję ukochania każdego konkretnego człowieka. Dlatego nieustanie posyła do mnie swojego Ducha, przecież Ducha Miłości, by gdy jest obecny, zapraszany nieustanie i chciany stworzył mi nowe serce, na wzór Bożego serca, byśmy byli w komunii: serce do serca. A tu już nie ma mowy o urlopie od kochania.
          I wszystko buduje się na miłości, od niej się zaczyna i na niej się kończy. Bóg chce mieć prawdziwych czcicieli a nie tych, którzy udają miłość, którzy kochają tylko od czasu do czasu, jak nadarza się jakaś sposobność, akcja, uwielbienie lub gdy pojawia się ktoś wyjątkowy, święty. Rozciągnij swoje serce, by mogło objąć wszystko, co w życiu przychodzi i zanurzyć to w nieskończonej Bożej miłości, nieustannie celebrowanej w tobie. To tutaj jest twoje życie, twój prawdziwy dom, którym mieszka twój Bóg, twój przyjaciel, który we wszystkim chce ci towarzyszyć. Czy rozpoznajesz go, słyszysz, jak mówi do ciebie i  to słowa pełne miłości? Rozpoznajesz odgłos Jego kroków, gdy kroczy razem z tobą i niesie cię przez potop twojego życia i twojego utrudzenia?
       Każda chwila, każda decyzja, modlitwa, słowo, spotkanie i ten czas, gdy pozornie nic się nie wydarza, to czas i miejsce spotkania z ukochanym. Ta zażyłość trwa, trwa właśnie teraz. Wyciągnij dłoń i daj się pociągnąć w ramiona twojego przyjaciela Boga.

Moja Miłości.
Staję przed Tobą jak utrudzony Pielgrzym tej najdłuższej podróży – życia.
Niosę ze sobą bagaż nieudanych decyzji, grzechów, ran.
Cóż mam Ci powiedzieć w tej nagości ludzkiej natury?
Ponownie skłaniam się przed Tobą i mogę mieć zaufanie, że podniesiesz mnie i przytulisz mnie do piersi.
Tak właśnie chcę zostać, zawsze odpocząć na Twoim sercu, bym usłyszał od Ciebie słowo: tyś jest mój syn umiłowany.
Na zawsze!

Ruch Światło -Życie, Rejon Konin
Klasztor Misjonarzy Świętej Rodziny
Kazimierz Biskupi
charyzmat@vp.pl
Created with WebSite X5
Wróć do spisu treści