Ukryty Majestat
Biała Hostia – ukryte Bóstwo w materii. Procesja majowa na Boże Ciało. Liczne adoracje. Msza Święta. Wszystko po coś, wszystko służy czemuś. Zgromadzenie, ludzie wpatrzeni, obecni. Nadzieje, pobożność, bojaźń Boża. Tęsknota, smutek i wyczekiwanie. Czego pragniesz od swojego Boga? Czego szukasz w liturgii, w pobożności?
Chodzenie za Jezusem ma swój określony cel. Chodzenie za Nim rozumiane w różnoraki sposób. Jeśli w procesji na Boże Ciało idę za Eucharystycznym, to idę z określonych pobudek, Jest to wyraz mojej deklaracji wyboru Jego jako mojego Pana. Ale najczęściej w tych sytuacjach nie myśli się o wyborach i deklaracjach. Po prostu jest się z Nim. Tutaj, w takich momentach, nie trzeba wielkiej teologii. To, co jest pobożne, jest w głębi serca, stanowi rdzeń naszej relacji do Pana, jest ukonstytuowane i uprawomocnione.
Zresztą, cała argumentacja blednie i upada w zetknięciu z majestatem, który przecież
jest i objawia się w spotkaniu Boga i człowieka. Wtedy dla człowieka wiary nie potrzeba żadnej dodatkowej argumentacji, dopowieści teologicznej. Człowiek, którego postawa wiary zbudowana jest na rzeczywistości spotkania z Bogiem, na żywej relacji a nie tylko na poznaniu rozumowym, wiedzy, natychmiast w swoim sercu wyczuwa ten moment, gdy Pan przychodzi. W zdrowej świadomości swojej kondycji a jednocześnie w poczuciu kim jest On zginają się kolana w geście czci i poddania ale przed wszystkim dlatego, ze w tym momencie objawia się miłość. Bo przecież spotkanie z Bogiem to zawsze wydarzenie związane z doświadczeniem miłości płynącej w obie strony.
Majestat więc, choć ciągle zakryty, nie zamyka, nie wyklucza rzeczywistości radości i miłości i choć jest wiązany z bojaźnią Bożą ale przecież nie z lękiem. Co prawda, dotykamy czegoś niepojętego, przekraczającego ścieżki myślenia i rozumienia ale jednocześnie przychodzi doświadczenie akceptacji, rozumienia płynącego ze spotkania, z przemawiania Boga do człowieka. Człowiek, który całym sercem przyjmuje tę podstawową prawdę, że Bóg jest miłością i pozwala się poprowadzić
do większej miłości rozumie język miłości, rozumie, co Pan wtedy mówi. Jest więc to mowa serca do serca, w której przemawianie ust jest niekonieczne.
Bóg jest ukryty w każdej rzeczywistości dostępnej człowiekowi, tej dostrzegalnej materialnie i tej duchowej, związanej z relacjami z innymi i osobistej wewnętrznej. Ukryty ale nie znaczy to, że nie jest dostępny. Zawsze jest tak, że w swojej obecności pozwala się poznać i odnajdywać tym, którzy Go szukają i to szukają szczerym sercem, tzn. chcą tej prawdziwej relacji, relacji miłości – to znaczy właśnie szczerym sercem. Szczerość w relacji "serce do serca" objawia się w miłości i poprzez miłość. Dostrzegając więc tę prawdę o wszechobecności Boga idę dalej, w kierunku przyjaźni i oddania się Bogu, bo tylko tak się On objawia. Rozsądek nakazywałby pragnienie kontaktu zmysłowego tak jak w relacjach międzyludzkich ale tutaj takowe nie zachodzą. Dlatego tak trudno ułożyć sobie po ludzku te sprawy, by rozumieć widzieć dotykać i wtedy kochać. W tym przypadku zachodzi sytuacja zgoła odwrotna. Ten, który jest ukryty, daje się spotkać w miłości a dopiero potem na inne sposoby, czasem te zmysłowe. A czasem jest to całkiem inaczej. Człowiek chciałby metod, wypróbowanych technik w nawiązywaniu relacji, które sprawiłyby, że Pan byłby jawnie znany. Lecz Bóg ma inne ścieżki i nie podlega ludzkiej manipulacji ale jedynie daje się przekonać ludzkiemu kochaniu, nawet takiemu niedoskonałemu, takiemu po ludzku. Wtedy Jego majestat odkrywa się w jakimś wymiarze przed człowiekiem ale już przygotowanym, by z radością ukorzyć się przed Jego Majestatem, który obleczony jest w szatę miłości i przez to nie zaznacza relacji człowieka do Boga znamieniem niewolnictwa. Uczciwość jaka płynie z Jego kochania wyzwala w człowieku pragnienie przynależenia – dlatego wielu mówi tutaj wręcz o niewoli miłości. Stwierdzenie takie bierze się z przeświadczenia bezpieczeństwa płynącego z faktu, że Ten, który kocha, pragnie jedynie szczęścia człowieka. Człowiek w świadomości kruchości swojej woli pragnie oddania jej w ręce Tego, który jest mocny i pokieruje inwestycją szczęścia w odpowiednią stronę. Jest to jednak tylko pewien rodzaj skrótu myślowego – człowiek nie może oddać swojej woli – przynależy ona jego naturze i nie jest zbywalna. Do końca życia trzeba będzie podejmować decyzje i nie będzie się można z tego zwolnić. Wołanie więc o niewolę miłości w odniesieniu do Boga , będzie następnym aktem wolnej woli człowieka o siły do wykonywania i wybierania dzieł Bożych płynących z natchnienia Ducha. Jest to więc także następny krok w dostrzeganiu odkrywania się w życiu duchowym ukrytej obecności Pana. Jego obecność i Jego majestat przynaglają człowieka do oddawania hołdu i czci, do prawdziwej pobożność czcicieli Boga. I jakkolwiek człowiek próbuje i tworzy sposobność do sprawowania kultu, to zawsze pierwsze przed metodą i sposobem jest otwarte i szczere serce, z którym wchodzi on we wszelkie formalne metody oddawania czci Bogu. Prawdziwi czciciele oddają Bogu należny hołd w duchu, w sercu, robią to z przekonania, że obecność Boża przy nich jest rzeczywista i prawdziwa i jest po to by kochać swoje dzieci i mówić o prawdziwych i szczerych zamiarach wobec nich. Jeśli Bóg mówi do człowieka, to czyni to w celu, by opowiedzieć mu o tej wielkiej historii zbawienia i przeznaczenia go do życia z Nim, gdzie Jego majestat choć teraz zakryty zostanie odsłonięty wtedy, w Jego królestwie.
Doświadczając prawdy o zmartwychwstaniu Jezusa wchodzę w niej w głębie życia Boga samego. Odkrywam prawdziwą intencję Stwórcy wobec mnie jak syna Obietnicy. Odnajduję w niej prawdziwą tożsamość Boga jako miłującego Ojca i poznaję siebie w zestawieniu z Nim. Przeglądam się w Nim i widzę jak wiele grzech zniszczył we mnie i jak daleko mój obraz różni się od Jego obrazu. Ale jednocześnie czuję się kochany tak po prostu, tak jaki jestem pomimo i ze względu na mój grzech. Stąd w sercu moim rodzi się miłość i tkliwość wobec mojego Boga, który to samo okazuje mnie. Gdy przychodzi nie czuję się onieśmielony i wylękniony. Jego majestat i świętość nie są przerażające ale pociągają mnie jeszcze bardziej do miłości i czci. Ukrywa się Jego Chwała, BO on jest cichy i pokorny sercem i chce kochania nie ze względu na swoje bogactwo ale ze względu na niego samego. Tak po prostu.
Zginam się swoje kolana i serce przed Jego pokorą, przed miłością, która jest Jego splendorem i chwałą. To właśnie ona się objawia, to właśnie tak odkrywa się Jego majestat. Patrzę na Tego, który szatę należnego majestatu zamienił dla mnie w swoje ciało i krew i po prostu przyszedł do mnie najbliżej jak mógł, bym się mógł Go dotknąć, bym w wierze miłości mógł przyjść do Niego też tak po prostu.
Biała Hostia, Białe wino. Ciało i krew, pokorna postać.
Bliska, dla człowieka grzesznego. Ukryty majestat, choć tak bliski. Na wyciągniecie pragnienia serca. Odkryty dla tych, którzy kochają.
Ojcze,
patrzę na Tego, którego przebili,
Patrzę na Ciało, na Krew i Wodę,
Patrzę na obnażenie, które objawia ukrytą chwałę tym, którzy patrzą przez Miłość.
O oczy wiary w miłość proszę. Chcę się dotknąć Ciebie, by naprawdę, tak po ludzku, doświadczyć prawdy twojego kochania.
Przygarnij mnie swoimi rozciągniętymi ramionami, niczego innego nie pragnę, tylko mnie kochaj.
Amen.