Szukam Ciebie!
W mojej drodze wiary doświadczam spotkania z Miłością, która wychodzi naprzeciw mnie w każdej sytuacji życia. Czuję się trochę jak robotnik z przypowieści o właścicielu winnicy. Mam świadomość tego, że w nieumiejętności odnajdowania swojego ostatecznego przeznaczenia, już teraz, w codzienności, jestem odszukiwany przez Pana Boga i że Jego inicjatywa wyprzedza moje działanie. Jednocześnie jest we mnie pragnienie, które Duch Święty wkłada w moje serce, pragnienie przynależenia do Chrystusa, pragnienie kochania i bycia kochanym i rozumianym. Nie odczuwam tego jako przypadku, szczęśliwego trafu, ale jako dziecko Boże zostałem wpisany w ten wielki plan, jaki Bóg ma dla człowieka, jaki ma konkretnie dla mojej osoby. Moje życie, moje Ja, jest przewidziane i kochane, jest celowe, wynika i podlega pragnieniu Stwórcy.
W tej świadomości przychodzi więc myśl, że jestem wartościowy ze swej natury a nie za to, co zrobię i jak postępuję. Moja wartość w oczach Boga to wartość dziecka Bożego, z całym bagażem życia, ale zbudowana na miłości, która nadaje jej właściwy sens.
Bóg patrzy na mnie z miłością! Jego łaska dla mnie bierze więc źródło w Jego nieskończonej miłości. I tak, jak to wynika z Jego natury, nie ma ona końca, wykracza daleko poza granice mojego życia tutaj. Dlatego uczę się perspektywy patrzenia ponad śmiercią, gdyż tak patrzy Bóg na moje życie, patrzy tak, jakby to przykre wydarzenie nie miało mieć miejsca. Moja natomiast perspektywa siłą rzeczy bardzo mocno zderza się z rzeczywistością śmierci. Bóg natomiast pokazuje mi inną, swoją perspektywę patrzenia na to, co się stanie już z punktu patrzenia z pozycji wieczności.
Szukam Ciebie. Tak bardzo potrzebuję Ciebie. I nie chodzi tutaj tylko o pragmatykę życia, o wsparcie w trudnych sytuacjach, ale szukam przyjaciela, towarzysza Drogi a jednocześnie dopełnienia mojego celu. Jesteś blisko i każdy gest, który kierujesz wobec mnie jest zapewnieniem o odwiecznym ukochaniu, o miłości bezinteresownej, kierowanej w przyjaźni i pragnieniu intymnej relacji wewnątrz serca, gdzie najczęściej słowa i gesty są już niepotrzebne.
Szukam, bo sam też chcę odpowiedzieć na wołanie Twoje, Panie. Ni mogę pozostać głuchym wobec cichego szeptu miłości, który przelewa się przez moje ja z mocą olbrzymiego wodospadu.
Szukam, bo potrzebuję Twojego ratunku; chcę byś uratował mnie z okowów starego człowieka, przytwierdzonego do tej ziemi, tego świata, do płytkiego i krótkotrwałego patrzenia i odczuwania szczęścia, do tymczasowości i zadowalania się skrawkami i okruchami. Nie chcę być jak ślepy, głuchy i niemy, i nie dostrzegać Twojej obecności, gdy przychodzisz i zapraszasz mnie na drogę odwieczną. Wtedy, gdy wyprowadzasz mnie do izdebki mojego serca, osobno, wypowiadasz się we mnie słowami Effatha – otwórz się. Szukam, ciągle szukam i choć wydaje mi się, że mam jeszcze dużo czasu i całą wieczność to jednak przeczuwam, że jest go naprawdę już niewiele a każda chwila, w której nie jestem blisko jest straconą wiecznością. Znam Ciebie i odnalazłem Ciebie a jednak paradoksalnie jestem w ciągłym stanie poszukiwań, tęsknoty. Jest we mnie wspomnienie tego pierwszego spotkania, z wtedy… a jednak niespokojne jest moje serce bo doświadczam tego, że nasza relacja potrzebuje ostatecznego dopełnienia. Mam serce wybrakowane, jakby nie było w nim tego ważnego elementu, który możesz dać tylko Ty.
Zdaję sobie sprawę, że to dopełnienie się kiedyś dokona. Tylko, że teraz, że tutaj jeszcze nie trwa. I mimo, że z tego powodu jest we mnie tęsknota to jednocześnie trwa radość. Radość z odnalezienia perły, za którą warto wszystko dać.
Tęsknota więc popycha Mnie do ciągłego wołania i do szukania, do codziennego wychodzenia na próg z nadzieją, że to może dzisiaj?
Nie jestem sam. I nie czuję się samotnym. I jeśli cokolwiek mógłbym powiedzieć Tobie, to będą to słowa wdzięczności. Dałeś mi się zobaczyć, jak przez zasłonę. Dotknąłeś czule mojego serca i to dotknięcie jak gorejące ognisko wciąż od wtedy we mnie płonie. Nie gaśnie we mnie nadzieja a w potoku wydarzeń, w twarzach ludzi, w sytuacjach, które jednak wydarzają się i brzmią w różnych tonach nie jestem samotny lecz Ty niesiesz mnie wlewając miłość.
Szukam Ciebie w drugim człowieku, bo niemożliwe, by tak wielka miłość mogła się przelewać tylko przez jedno naczynie mojego małego serca. Znajduję ślady Twoich stóp w życiu innych. Cieszę się, gdy mogę odnajdywać Cię w innych i gdy widzę, że także i oni zapalają się ogniem miłości i tęsknoty.
Jest we mnie pragnienie i spełnienie, smutek i radość. I nadzieja oraz pewność, bo wiem, ze Ten, któremu zaufałem nie opuści mnie bo przecież kocha.
Jezu Chryste!
Twoje serce goreje miłością.
Dziś przychodzę do Ciebie i swoją dłonią dotykam się Twojego serca,
po to, by przekonać się, że ta Twoja miłość jest prawdziwa i dla mnie.
Proszę uspokój moje serce, by mogło w pewności miłości spocząć już na wieki w Tobie.
Amen!
Grzegorz Łechtański