Pusty Grób - Nowe Życie
W prawdzie o zmartwychwstaniu Jezusa odkryłem prawdę dla siebie. W Wigilię Paschalną usłyszałem słowa z Listu do Rzymian o chrzcie zanurzającym w śmierć Jezusa. Stojąc w rzeczywistości pustego grobu i pomijając wszelkie rozważania, czy Jezus naprawdę zmartwychwstał, dochodzę do stwierdzenia istnienia we mnie pewnej niefrasobliwości w ocenie swojej sytuacji i kondycji życiowej.
O co chodzi? Jeśli bowiem przyjmuję chrzest i uznaję jego ważność w swoim życiu, staję się martwy na skutek grzechów i jest to śmierć ostateczna. Uznając bowiem swoją grzeszność przyjmuję całą konsekwencję grzechu, jaką jest śmierć. Natomiast przez wiarę w Jezusa idę z Nim ku życiu wiecznemu a jednocześnie żyję teraz w ciele, ale i w duchu.
Moje zbawienie dopełnia się każdego dnia, ilekroć podejmuję decyzję wyboru Jezusa jako Pana i Zbawiciela. I moje życie nie jest moim, ale jest to życie Syna Bożego we mnie. Jest to więc niejako życie na kredyt – w momencie, gdy nie wybieram Jezusa – umieram. Sytuacja wydaje się krytyczna: albo Jezus albo śmierć (por. 2 Kor 5, 14-21).
Jeśli bowiem w Chrystusie jesteśmy nowym stworzeniem, to czym jesteśmy będąc „poza” Chrystusem?
Jakość nowego życia w Chrystusie powstaje z nawiązania osobistej z Nim relacji, której zasadą jest wzajemna miłość osób. Miłość Jezusa i objawiona w niej miłość Ojca jest zawsze uprzedzająca w stosunku do miłości człowieka. Miłość Bożą odkrywa się w sobie jako osobisty dar i jest to zawsze propozycja, propozycja życia w miłości i akceptacji swego Boga. Podejmując więc w chrzcie decyzję wejścia w śmierć Chrystusa przyjmuję na wiarę, że umierając, jako stary człowiek, otrzymam nowe życie Chrystusowe. Już jako nowy człowiek będę jednak ciągle wydany na słabość. Zmianie jednak ulega perspektywa mojej grzeszności: bez Chrystusa zostaję ze swoim grzechem sam ze wszystkimi jego konsekwencjami. Natomiast będąc nowym stworzeniem w Chrystusie czerpię z Niego moc do walki duchowej i wchodzę w bezpieczną przestrzeń zbawienia. Zdając sobie sprawę z rzeczywistości swojego grzechu i uznając swoją własną słabość, jednocześnie składam swoje życie w ręce Zbawiciela przyjmując od Niego łaskę – Jego życie dla mnie, na zawsze.
Pusty grób. Porażające doświadczenie miłości Bożej i cud, który jest ponad wszystkimi cudami, by zadziwić człowieka, by go pozyskać, by go przekonać o szczerych intencjach Bożych. Często wydaje się nam, że jeśli przyjdziemy do Boga i w decyzji przyjęcia Go oddamy mu swoje życie, to grzeszne, by przyjąć to nowe, to będzie to nas dużo kosztować. Podejrzewamy, że darmowa łaska nie jest tak naprawdę darmowa i Bóg, tak naprawdę, chce pozbawić nas naszego … szczęścia? Stąd tyle „zabiegów” ze strony Boga. Zabiegania o miłość człowieka! By przekonać go o szczerości intencji.
Właściwie, to tylko się liczy, by człowiek zrozumiał i w głębi doświadczył bezinteresowności w kochaniu Boga, by też móc wreszcie uwolnić swoją bezinteresowną miłość, by nie zostać znów oszukanym, jak to zdarzyło się w przypadku wielu ludzi, którzy doświadczyli zdrady miłości w relacjach międzyludzkich.
Kocham Cię – woła Bóg i … nic dalej, nie ma żadnych dodatkowych warunków. Patrząc na Krzyż i na Grób i na szaty w nim pozostawione a później na Apostołów i tylu po nich, odkrywam w sobie i udowadniam sobie, że to naprawdę musi być prawda!
Bóg mnie kocha! Dlatego przychodzę dziś do Niego i przepraszam Go za moje niedowiarstwo w Miłość. Dziś wypowiadam słowa: Kocham Cię, Jezu! Twoja miłość mnie zdobyła . I dlatego bez żalu oddaję swoje życie, to dawne życie…
I jeszcze raz podejmuję decyzję o odnowieniu przyrzeczeń chrzcielnych, by Boże życie, już nie moje, zajaśniało we mnie blaskiem Jego Miłości.
Grzegorz Łechtański, kwiecień 2013