Prawdziwa wiara
Droga. Proces, który nieodrębnie towarzyszy człowiekowi wiary. Święty Paweł powiedział: dziś zbawienie jest bliżej nas, niż wtedy, gdyśmy uwierzyli. Ale droga wiary dla chrześcijanina nie jest li tylko sprawą upływu czasu. Owszem wszystko dokonuje się w czasie i zmienia się człowiek i jego życie, ale co ważniejsze dotyczy tego, co dzieje się w relacji wiary do Boga i bliźniego. Wtedy, gdy Pan wezwie nas do przyjaźni z Nim, zaczyna się w człowieku umieranie starego. Jest to jednak droga w ciemności i jest to droga inna dla każdego. Każdy niesie w sobie swoją własną historię życia, w którą wchodzi Pan ze swoją propozycją życia z Nim bez końca. To naprawdę dobra nowina, w którą, patrząc z ziemskiej perspektywy, ciężko uwierzyć. Zderzając się z pierwiastkiem boskim człowiek, przyzwyczajony do twardego stąpania po ziemi,
ziemskimi kategoriami próbuje wymierzyć to, co jest nieuchwytne, co niewyobrażalne, zasłonięte tajemnicą wieczności. Kiedy więc człowiek zaczyna w końcu rozumieć, na czym polega prawdziwa wiara?
Relacja dwóch osób, Boga i człowieka, rozpoczyna się od spotkania. Zakłada ono w tym przypadku działanie nadprzyrodzone z inicjatywy Boga i taki ma charakter: nadprzyrodzony. Bóg jest duchem i tylko w duchu może dojść do spotkania. Począwszy jednak od ducha często jednak człowiek chce kończyć ciałem, po ludzku, by urealnić sobie to, co nie podlega postrzeganiu zmysłowemu czy rozumowemu. Serce, które goreje, ogarnięte dotknięciem Miłości szuka dalszego ciągu relacji. Płynie czas i człowiek wracając do tego pierwszego spotkania próbuje na różne sposoby podtrzymać więź z Bogiem. Gdzie najprościej znaleźć te sposoby? W Kościele, we wspólnocie, wśród ludzi, którzy podobnie szukają swojej relacji. Nie znaczy to jednak, że sposoby innych pasują do naszej sytuacji życiowej i naszego etapu rozwoju duchowego. Wydaje się, że rzadko można spotkać jakiś rozsądny sposób działania, schemat, który pozwoli człowiekowi wejść na drogę wiary i nawrócenia w pewny i skuteczny sposób. Ma się wrażenie, że w tym, chyba najważniejszym działaniu chrześcijańskim, nie ma pewników i wypracowanych, skutecznych metod prowadzenia duchowego. Człowiek często szuka po omacku, będąc wewnątrz Kościoła, szuka bezskutecznie, jakby ten Kościół był pozbawiony serca lub jakby serce Kościoła było głęboko ukryte. Podświadomie jednak wyczuwa, że musi ono być tutaj, bo przecież ci wszyscy chrześcijanie nie mogą się mylić. Wielu jednak w Kościele nie wchodzi w ogóle na drogę wiary, a pomimo to gorliwie wypełnia praktyki. Wielu odchodzi od jakiegokolwiek uczestnictwa w życiu Kościoła. Spośród tych, którzy w pewnym momencie doznali poruszenia serca i przyszli do decyzji wiary, są tacy, którzy po pewnym czasie poddają się i już więcej nie chodzą za Panem, idąc w kierunku wypełniania praktyk. Są i ci, którzy wytrwale podążają za Panem i relacja z Nim jest kluczowa.
Co zatem się dzieje i w czym tkwi problem prawdziwej relacji i prawdziwej wiary?
Mówi się często, że wiara jest łaską i że nie jest ona zależna od pragnienia czy wysiłków człowieka, że może ją dać jedynie Pan. W tym kłamstwie, które głosi wielu katolików jest ziarenko prawdy – inicjatywa zawsze leży po stronie Boga. Jeśli popatrzeć na obraz Jezu ufam Tobie, to wyraźnie widać gest Jezusa, gest Jego inicjatywy zbawczej. To On robi krok w stronę człowieka. Jezus jest tym krokiem, który Ojciec wykonał w stronę każdego syna marnotrawnego wszystkich wieków. Nie chciał pozostać bezczynnym, ale przejął inicjatywę w dziele zbawienia każdego człowieka. To On w Jezusie wybiega naprzeciw każdemu człowiekowi, który… podejmuje decyzję nawrócenia. Jest przy każdej tej decyzji i towarzyszy człowiekowi
w jego drodze wiary. Ale nie jest prawdą, że kochający Ojciec jest głuchy na wołanie swojego dziecka, które prosi o Jego obecność w swoim życiu. „O ileż bardziej da Ducha tym, którzy Go proszą” – te słowa konstytuują działania zbawcze Ojca w życiu przychodzących i proszących o wiarę. Wiara jest z łaski i jest łaską, ale łaską, której Bóg nie odmawia proszącym. Jest darmowa, to znaczy jest niezasłużonym przez człowieka darem Boga dla swojego dziecka, tak, jak pokarm dawany przez ziemskich rodziców swoim ziemskim dzieciom. Człowiek prosi a Ojciec wylewa na niego łaskę wiary. I prośba ta może mieć różne formy i może być sformułowana w różnoraki sposób, w różnych sytuacjach.
Sercem relacji człowieka z Bogiem jest Miłość. Sercem Kościoła jest Miłość. To nie przypadek – Kościół to relacja miłości ludzi z Chrystusem i to ona daje życie Kościołowi. Nie ma relacji człowieka z Bogiem i nie istnieje Kościół bez Miłości. Wtedy zostaje tylko chora struktura, na podobieństwo starego, niezamieszkałego już budynku, w którym nie słychać już gwaru rozmów, okrzyków radości i cicho szeptanych słów szacunku, zaufania, oddania i miłości. Zostaje tylko formalizm, formalizm relacji, formalizm wspólnoty, w którym nie ma już życia. Tutaj nie ma już porywów miłości, heroizmu, nadziei i perspektyw. Nie ma też motywacji do dalszej drogi, pełnej poświeceń, zmagań, samozaparcia.
Walka więc toczy się wewnątrz, w sercu, o serce, o kochanie, o ciągły wybór Miłości – Boga jako najwyższej wartości. W swojej nieumiejętności człowiek rozpoczynając swoją przygodę z Bogiem próbuje pójść drogą nieuporządkowanej pobożności, mnożąc nabożeństwa, rekolekcje, szukając wzorców wśród świętych, oraz chrześcijan, którzy zostali wskazani jako mocarze duchowi lub szczególnie obdarowani przez Boga. Jednak w pewnym momencie zauważa, że to, co stanowiło kiedyś podnietę duchową z czasem nie daje już tych samych uczuć i emocji jak na początku. Wielu szuka też posmaku cudowności i ekscytuje się to tu, to tam pojawiającymi się znakami działania łaski Bożej tak, jakby chcąc się ogrzać przy ogniu rozpalanym przez innych. Jednak i to z czasem się kończy, tak jak dziecku nudzi się po pewnym czasie zabawka i kolejny jej model nie przynosi już takiej radości jak ten pierwszy.
Przykład ten pokazuje jedną fundamentalną prawdę – prezenty same w sobie mają znikomą wartość, wskazują natomiast na inną, o wiele ważniejszą, ktoś te prezenty, z jakiegoś powodu podarowuje. Szukanie więc darów i objawów łaski a nie szukanie Dawcy jest drogą na manowce. Jeśli biorę dary a nie widzę, że Bóg daje mi je hojną ręką z miłości, tak jak rodzice dają wszystko dobre swoim dzieciom, bo kieruje nimi miłość i pragnienie dobra, to po pewnym czasie wypali się zachwyt i podnieta a pozostanie gorycz i zniechęcenie czy wręcz znużenie i nuda.
Pozostają ci, których wiara jest prawdziwa. Ci, którzy po okresie błądzenia i szukania odnajdują serce. Swoje własne serce. A znajdując je dostrzegają tę prawdę, że ludzkie kochanie nie bierze z niekończącego się źródła i w czasem traci siły. I wtedy pozwalają się ogarnąć Boskiemu kochaniu – swoje serce wkładają w Boskie serce jak w źródło, by z niego czerpać i dawać, by samemu kochać i odczuwać, że jest się kochanym. Serce do serca, ramię do ramienia, przyjaźń do przyjaźni, życie zanurzone w Życiu. Aby byli jedno!
Czy jako ludzie wstydzimy się mówić o miłości, o tym pierwotnym pragnieniu, które bierze wprost z
natury Boga, na którego obraz i podobieństwo jesteśmy stworzeni? Bóg wzywa nas do uczestnictwa w tym, czym sam jest, wzywa nas do Miłości i pragnie nas ukształtować na sposób, który jest wzorcowy, jako tych, którzy kochają, bo On kocha. Takich nas chce mieć. Wychodząc o świcie, czy w południe, czy przed schyłkiem dnia zaprasza nas do swojego królestwa, które jest przecież rzeczywistością miłości. Często tak wiele mówi się wśród wierzących o obowiązkach, wypełnianiu powinności, prawa, mnoży się akcje, obchody, celebruje się święta a zakrywa się serce, serce człowieka, Boga, serce relacji między nimi, serce Kościoła. Życie chrześcijanina staje się nieznośną powinnością spełniania ciągle czegoś, z czasem już nawet nie wiadomo po co. Często do tego dołącza się ukryty lęk, przed niedorastaniem do oczekiwań, wymogów, które stanowią jakby ciało bez serca, napędzane poczuciem obowiązku i strachem przed karą, która pojawi się niechybnie, w przypadku potknięcia.
A tymczasem droga wiary to droga przepiękna, łatwa czy trudna, z krzyżami lub bez, nie o to tutaj chodzi. To przecież droga historii mojego i Boga kochania, to droga dorastania do relacji miłości, to droga zażyłej i intymnej relacji. Bez tego reszta to śmieci. To droga pozwolenia sobie na urzeczywistnienie się relacji miłości i odrzucenie lęku i wstydu przez kochaniem Boga i jawnego przyznania się przed sobą i innymi do pragnienia bycia kochanym i kochania. Bóg, a Jego imię Miłość, pragnie tej relacji z człowiekiem i nie jest nastawiony na to, by oddawano Mu niewolniczy hołd strachu i obowiązku. Zaprasza człowieka do pobożności, i jako Pan i Król, do hołdu i czci, ale wynikających z decyzji miłości, która tworzy ofiarność, wyrzeczenie, które dają radość z dawania samego siebie.
Drogą wiary jest Jezus. To po Nim, z Nim, przez Niego człowiek idzie do Ojca. Nie ma innej drogi, nie ma innego sposobu, by przychodzić do Jego Królestwa. Jeśli przyjrzeć się Ewangelii, to jej sercem jest wołanie Boga o ludzką miłość i zapewnienie, że zrobi On wszystko dla swoich dzieci. Z miłości nie inaczej. Dlatego Jezus, dlatego Jego krzyż, Jego zmartwychwstanie. Jeśli przyjrzeć się Jemu, to wyraźnie rysuje się obraz człowieka, który kocha Ojca i kocha bliźniego, gdzie nie ma miejsca i zgody na własną wygodę, ambicje ponieważ najwyższa wartość nie znajduje się w Nim tylko w Ojcu. „Przyszedłem pełnić wolę Ojca” – to poddanie Jezusa Ojcu w miłości jest wzorem dla nas i także w takim znaczeniu Jezus jest drogą. Ale nade wszystko przejście po Nim, jak po pewnym pomoście, przejście przez Jego krew, krzyż, mękę, jedyne możliwe przejście do Domu Ojca czyni Go drogą prawdziwą. W słowach Jezusa „Przyjdźcie do Mnie wszyscy” słychać troskę miłości, troskę, by „nikt nie zginął z tych, których mi dałeś”. Wołanie Jezusa o każde serce, o przychodzenie ludzi staje się Jego testamentem dla Kościoła, ale to Jego wołanie nie jest tylko przywoływaniem słów mędrca, który żył i nauczał. Jezus zmartwychwstał i żyje i te słowa wciąż wypowiada do każdego człowieka, każdego czasu.
W swojej nieumiejętności, wobec nieumiejętności i ograniczoności ludzkich przewodników człowiek staje na początku drogi wiary i wie, że to wołanie Boga w Jego sercu porusza najgłębsze pokłady jego życia, woli, uczuć. Ale później przychodzi codzienne kroczenie, często po omacku, w rzeczywistości grzechu ale i działania łaski. Ważne jest w tym momencie nie odwracanie się od tego pierwszego wołania miłości i wejście w serce Boże, jak w arkę, by przejść bezpiecznie cały potop życia.
Pozostaje pytanie, jak zwykle, jak to zrobić. Jak pójść pewną drogą, jak odnaleźć właściwe ścieżki, jak podejmować właściwe decyzje? Codzienność nie wygląda wcale zachęcająco; praktyka pokazuje, że niewielu jest przewodników, którzy naprawdę wiedzą o co chodzi w drodze wiary. I nawet ci, którzy wiedzą sami borykają się ze swoimi problemami, a poza tym, często jest to ich a nie nasza droga. To jest ich charyzmat a nie nasz. Wydaje się jednak, że pewne rzeczy są bardziej korzystne i rozsądne niż inne. Podejmując więc jakiekolwiek działania, trzeba mieć zawsze Pana przed oczami i patrzeć na owoce, które z nich wynikają. Dobrze jest mieć dobrego przyjaciela wiary, z którym będzie można porozmawiać i
pomodlić się wspólnie. Wysłuchiwać racje i pomysły innych i przymierzać je do siebie. Dobre przyjmować, niepasujące odrzucać bez żalu, nawet jeśli są dobre ze swojej natury. Ważne, by nie dać się wmanewrować w legalizm, który jest śmiercią wiary i miłości. I zawsze pamiętać, że każde działanie, które wzmacnia miłość jest pożądane, bo przecież o miłość tutaj chodzi. Cel został nakreślony bardzo konkretnie i nie ma innego. Bóg do człowieka mówi bardzo jasno i konkretnie: zapraszam Cię do relacji miłości właściwej dla Mnie i właściwej dla ciebie, bo jesteś na moje podobieństwo stworzony do kochania i bycia ze mną w komunii. Jeśli weźmie się pod uwagę to zadanie postawione prze Stwórcę, to ustawia się w swoim życiu właściwą perspektywę działania i hierarchię wyborów. Idę w stronę Boga, który mnie kocha i którego ja kocham. Wszystko co czynię i cokolwiek wybieram ma w perspektywie ostateczne spotkanie i zjednoczenie. A ponieważ sposoby, charaktery, układy i sytuacje życiowe, historie życia są różne, różnie też więc wygląda droga chrześcijanina. Ważne, by w tym, co podejmuję nie tracić z oczu prawdziwej drogi Jezusa - obrazu Miłości Ojca. We wszystkim: w modlitwie, Mszy, nabożeństwach, spotkaniach wspólnoty, rozmowach, kontaktach, decyzjach, w pracy, w domu, w rodzinach, małżeństwach, we wszystkim. Jeśli choć na moment odwrócę wzrok od Jezusa i zaufam swojej sile i swojej miłości niezakorzenionej w Bożej miłości jestem już poza marginesem. A ponieważ często tak bywa, więc potrzeba ciągłego opamiętania i ciągłych powrotów – nawrócenia serca do Miłości Boga.
Prawdziwa wiara to także aspekt walki duchowej. Tutaj nie ma błogiej sielanki. Wchodząc w przestrzeń Pana Boga włączamy się w wojnę, która trwa od początku, od pierwszego człowieka. Zdajemy sobie jednak sprawę, że szatan został już pokonany i naszym przeznaczeniem jest uczestnictwo w owocach odkupienia przez Jezusa. Każdy upadek, każdy grzech został odkupiony i nie ma win nie do odkupienia, dopóki człowiek przychodzi ze skruchą przed miłosierdzie Boże. Wiara w to daje radość, że słabość i upadek człowieka nie jest w Jezusie wyrokiem potępienia lecz w miłości Bożej zostają darowane. Nie muszę więc bać się piekła, gdy sam go swoją decyzją nie wybieram. „Wstanę i pójdę do mojego Ojca” – te słowa streszczają postawę człowieka prawdziwej wiary. Nie ma więc potrzeby przyglądać się demonom, ale swoje oczy mieć zawsze zwrócone na Jezusa.
Prawdziwa wiara to decyzja. Ja, jako człowiek stworzony na obraz i podobieństwo Boże świadomie wybieram drogę Boga, licząc się z konsekwencjami, z tymi, które jestem w stanie przewidzieć i z tymi, które przyjdą nieoczekiwanie. Wynika stąd, że pierwsze powiedzenie Bogu TAK, musi być wielokrotnie potwierdzanie i ponawiane, by stało się wiecznym TAK. Ciemność i ślepota ducha, zniechęcenie, brak sił, cierpienie, upadki w grzech, tak to wszystko się wydarzy, mając jednak zawsze Pana przed oczami i wyczuwając w sercu Jego obecność podejmijmy zdecydowanie, w trudzie drogi, decyzję pójścia dalej, wyżej, bliżej Boga, wiedząc, że właśnie wtedy najbardziej nam towarzyszy ze swoją miłością. Właśnie wtedy!
Prawdziwa wiara to także szkoła Jezusa. Stając się uczniem muszę odrzucić to co stare, nieboże, fałszywe mniemania na temat Boga, Jego fałszywe wyobrażenia. To proces stawania się nowym człowiekiem, kiedy to co uprzednie należy pozostawić, często za cenę cierpienia. Odwrócić się od siebie samego, zwracając się ku Chrystusowi, bez żalu za tym co było, bo On daje stokroć więcej i życie wieczne przede wszystkim. Odcinanie starego jest często bolesnym zabiegiem, ale koniecznym, bo ratuje życie. Stając się więc nowym człowiekiem wchodzę w rzeczywistość pełni życia w Bożym Synu. To On mnie osobiście przekonuje – daje wiarę – że warto być z Nim i z Ojcem. Wszczepia mnie w Siebie, bym z Niego czerpał życie. Wtedy niepotrzebne są jeszcze jakieś dodatkowe argumenty – wiara staje się pewnością, bo to, co było obiecane staje się rzeczywiste na oczach wierzącego.
Nigdy nie jesteś sam. Jesteś ze swoim Stwórcą i z Tym, który daje Ci doświadczyć swojej Miłości. I daje ci braci i siostry, którzy jak ty są na Drodze. Rzeczywistość królestwa Ojca, królestwa Miłości się pomnaża, bo to, co się zasiewa w sercu wierzących, jako ich zasada wiary – miłość - rośnie, wydając owoce w Kościele i szerzej, wśród ludzi. Idę w pielgrzymce wiary, jestem jednym z wielu, których kiedyś w moim życiu powołał Bóg. I tylko miłość mi wszystko wyjaśniła, pokazała, dlaczego warto ciągle na nowo powstawać i każdego dnia zmagać się z życiem, światem i ze samym sobą. Bóg, który kocha, On sam daje mi siebie i woła mnie do tego samego, do oddania w miłości, by w ostatecznym rozrachunku pozostała już tylko miłość.
Grzegorz Łechtański DM RŚŻ KONIN 23 marca 2014