Nowe serce, nowy duch, nowe życie, nowa wspólnota, nowa kultura.
Oto czynię wszystko nowe – te słowa Pana kojarzą się automatycznie z tytułem. Nowość zaczyna się tam, gdzie odchodzi stare. W rozmowie z Nikodemem, Pan Jezus wyraźnie nakreśla plan Bożego działania wobec człowieka: musicie się na nowo narodzić (J3). To nowe narodzenie stanowi niezbędny element początku drogi z Panem. Nowe narodzenie jest narodzeniem z Ducha, Św. Paweł w liście do Rzymian mówi wyraźnie – Kto nie ma Ducha Chrystusowego, ten do niego nie należy. Duch Boży jest więc przyczyną i zasadą nowego życia – człowiek jest w Jego mocy wezwany do nawrócenia. Nowe życie jest wynikiem decyzji wiary i podjęcia przemiany ale zawsze jest to dzieło Ducha w człowieku. Nowe życie to wejście w śmierć starego człowieka. W wodzie chrzcielnej zostaje pogrzebany stary człowiek, by nowe życie człowieka zajaśniało w życiu Chrystusa. To, co stare musi odejść, by przyszło to, co nowe. Nowe życie to życie Syna Bożego we mnie – nic mojego, wszystko Chrystusa. Jeżeli więc jest jeszcze coś mojego, to o tyle jestem starym człowiekiem. Każda więc dziedzina życia ma być poddana pod łaskę
Jezusa i pod Jego ocenę i działanie. Wymaga to od człowieka urzeczywistnienia mocy sakramentu Chrztu, ponieważ ludzką mocą jest to niemożliwe. Wchodząc więc na drogę nawrócenia wchodzę właściwie w decyzję pozwolenia działania Duchowi Świętemu, by to On czynił mnie podobnym do Jezusa, by to On odbudował we mnie obraz i podobieństwo Boże. Wchodzenie w przestrzeń Boga sprawia, że coraz bardziej zaczynam kochać i rozumieć Boga, Jego działanie, Jego intencje i Jego wolę dla mnie. Pobudza On na tyle moje serce, by argumentacja mojego postępowania stała się na wskroś Boża. Chcę czuć tak jak On, chcę postępować tak jak Jego, a już moja, wola mi to mówi. Wzrastanie w nowym życiu to wzrastanie z argumentacji miłości. Bóg jest miłością a jeżeli Jego życie staje się moim do tego stopnia, że jestem Nim przeniknięty, przebóstwiony to reaguję i wybieram z Jego woli i nie ze względu na przypodobanie się Jemu (co zakłada pewien rodzaj interesowności) ale ze względu na moje zjednoczenie z Nim, ze względu na to, że nie widzę innej potrzeby takiego reagowania jak On tego chce. Tak właśnie mój duch staje się nowy i to co nowe jest wynikiem zjednoczenia dobrowolnego z Duchem Świętym. Nowy duch to to miejsce w sercu, które jest przezroczyste tak, że Duch działa bez przeszkód. Gdzieś w głębi serca dokonuje się zjednoczenie Ducha z moim duchem tak, że trudno rozróżnić źródło motywacji i działania – ja czy On. Serce nowe to ciągle moje serce, które za każdym razem wybiera Boga, bo chce i kocha. Każda decyzja jest decyzją wynikającą z permanentnego nawrócenia i permanentnego procesu nieodwołalnego wybierania Boga. Nowe serce jest nowe Jego obecnością. A wybory nowego serca dają nowe życie – człowiek nie chce już wybierać zła. Mając jednak ograniczone poznanie, człowiek grzeszy ale zawsze jest w procesie pojednania i pokornego żalu za grzechy, który nie niesie smutku ale radość z powrotu syna do Ojca.
Wybierając więc życie idziemy w kierunku tych ludzi, którzy robią dokładnie to samo – nieodwołalnie biorą Bożą łaskę nawrócenia i wiary. Dokonuje się więc w mistyczny sposób złączenie ludzi w Miłości Bożej tak, że Chrystus staje się wszystkim we wszystkich. Więzią zaś, która prowadzi do wydoskonalenia i człowieka i wspólnoty jest miłość Boża jako działanie w poszczególnych sercach i w sercu całego Kościoła = wspólnoty wierzących, które jest zamknięte w sercu Chrystusa.
Ojciec patrzy na kochające serce Syna i jeśli serce moje jest jedno z sercem Chrystusa, to Ojciec znajduje radość z mojego serca. Jak mnie umiłował Chrystus tak i ja chcę miłować swoich braci i siostry właśnie w Nim i poprzez Niego. Sam tego nie jestem w stanie uczynić – moje serce nie jest źródłem z którego płynie nieustannie i tylko miłość. Stąd nieodzowne jest zakorzenienie się w Chrystusie, by to z Niego płynęła przeogromna fala miłości, współczucia, zrozumienia dla inności, słabości czy egoizmu drugiego człowieka. Działając tylko ze swojego poziomu miłości w pewnym momencie nie starczy cierpliwości, uległości, chęci służenia czy motywacji, by się starać, by być dobrym, uczynnym, ciągle radosnym i otwartym. Pojawi się zaraz pytanie o należność, o nagrodę. Stąd wynika nieustanna potrzeba wyższej motywacji, poczucia, że to, co robię, wszelki wysiłek, staranie, cierpienie ma większy sens niż tylko zdanie egzaminu z własnej przyzwoitości. Dlatego moje odniesienie do bliźniego wiąże się z nową kulturą nowego człowieka rozumianą jako patrzenie na swoje działanie poprzez pryzmat Chrystusa i ciągłe zadawanie sobie pytania: co zrobiłby Jezus w tej sytuacji. Wszystko mi wolno ale nie wszystko jest korzystne, słuszne i dobre na teraz, na dziś dla mnie, dla mojego życia, dla moich braci we wspólnocie, w rodzinie. Wybieram więc dobro nie ze względu na moje predyspozycje i cechy osobowe, człowieczeństwo ale ze względu na Chrystusa. Patrzę na Niego a On patrzy na mnie i w Jego spojrzeniu odnajduję argumenty do podejmowania dobrych decyzji. Sercem zjednoczonym z Nim odczytuję Jego intencje, Jego zachętę do wybierania dobra. W wyrzutach sumienia odnajduję Jego walkę o mnie, o moją duszę, o ciągłe wybieranie Jego z miłości. Moja natura na tyle staje się przepojona Jezusem, że życie łaski staje się normalnością a jednocześnie ciągłym wyborem serca. Dlatego więc pewne działania, słowa decyzje nie będą takie jak dawniej ale staną się nową zasadą, nową kulturą bycia, działania, relacji międzyludzkich. Nie dlatego że tak wypada ale dlatego, że tak chcę, bo Chrystus tak chce.
Dziś jest ten dzień, ten jedyny dzień, niepowtarzalny, na spotkanie specjalnie przeznaczony, na spotkanie z Bogiem i człowiekiem. I każdy dzień jest taki, każdy dzień jest moją szansą i przywilejem spotykania się z Panem, życia z Nim w zjednoczeniu. Cóż innego może się wydarzyć ważniejszego? Czy to znaczy, że to co jest codziennością jest nieznaczące? Odnajduję jednak w niej prawdziwe znaczenie, że to co się wydarza, wszystkie te małe sprawy, te trudne, bolesne, chwile szczęścia i radości, rozstania i spotkania wszystko to ma głęboki sens, bo w tym wszystkim jest sam Bóg, mój Bóg wychodzący mi na spotkanie, tam mnie spotykający i w tym wszystkim czekający mojej decyzji wybrania Go we wszystkim. Jego królestwo przenika codzienność, Jego obecność ją uświęca, a Jego miłość pozwala mieć oczy szeroko otwarte na dostrzeganie tego, co najważniejsze – Jego samego.
Dlatego myślę o Niebie z pragnieniem serca, nie widzę w nim niczego nudnego i monotonnego. Moje serce już cieszy się z faktu, że w rzeczywistości Nieba odnajdzie swoje odwieczne przeznaczenie i naturalny sposób funkcjonowania. Jeśli więc te chwile, w których doświadczam porywu serca w miłości są tymi cennymi perłami, to o ileż bardziej cudowną rzeczywistością będzie stan doświadczania permanentnego kochania i bycia kochanym. Dlatego nowe serce i duch, nowe życie i nowy człowiek żyjący nowymi zasadami. By zapragnąć nowego Królestwa, by zapragnąć komunii z Odwiecznym, by już teraz widzieć Go nowymi oczami, doświadczać Go zmysłem wiary i pragnąć z radością iść ku Niemu.
Panie Boże,
Moje serce się nie pyszni,
Nie pociąga mnie to co krzykliwe, co stanowi zgiełk świata
i jest tak bardzo przezeń pożądane.
Uspokoiłem swojego ducha, ukoiłem swoje serce, bo wiem,
że Ty sam jesteś wypełnieniem moich najskrytszych pragnień.
Tobie oddaję to wszystko, cieszę się Tobą i przyjaźnią z Tobą.
Nie wyobrażam sobie mojego życia bez Ciebie
– Twoja Miłość mnie zdobyła i pociąga mnie ku Tobie.
Twoja kochana Miłość, jak bardzo jej pragnę,
jak bardzo oczekuję, gdy wreszcie się we mnie dopełni.
Twoja Miłość!
Amen.