Motywacja
Nosisz w sobie całą masę mniej lub bardziej uświadomionych potrzeb i pragnień. Czasem pozwalasz, aby płynęły one w Tobie bez większych ograniczeń. Jednak brak ich realizacji i ułożenia w sobie pewnych rzeczywistości sprawia ból i poczucie niespełnienia a w konsekwencji zniechęcenie i poczucie braku sensu życia. Wydaje się, że zawsze masz czas, by zacząć zmiany w swoim życiu. Stwierdzasz jednak, że mija parę lat i drepczesz ciągle w tym samym miejscu. Taka konstatacja jest czasami bardzo bolesna, bo dokonuje się w Tobie samoocena i to niekoniecznie motywująco – pozytywna.
Dotyczy to nie tylko spraw bieżących, formowania rzeczywistości fizycznej, ale także spraw duchowych i relacji z Panem Bogiem. Stany duchowe są też ściśle związane ze stanem twojej relacji z Panem. Wydaje się, że właściwa relacja jest sprawą Pana, że to On coś zrobi we mnie, by nasza relacja była aktywna i żywa. Często czekasz na to działanie w sposób bierny. Mijają lata i w relacji utrzymuje się zastój. Włącza się myślenie by coś z tym stanem rzeczy zrobić. Niektórzy wchodzą w legalizm – starają się samodzielnie, zawiedzeni, że nic się w tym względzie nie rusza, ustalić system działań stwarzających namiastkę kontaktu i zapewniający fałszywe poczucie dobrze spełnionego obowiązku. Ale serce jest gdzieś daleko, jest zimne i nieporuszone żarem miłości. Co z tym zrobić? Co ty z tym zrobisz?
W rzeczywistości życia, też duchowego, nie może istnieć pustka. Dlatego w relacji z Panem musi pojawić się jakaś materia porozumienia. Jeśli więc w relacji twojej i Pana nie ma żadnej materii, to próbując poradzić sobie z tym zdarza się, że budujesz tylko atrapę relacji, co wcześnie czy później zafunkcjonuje rozczarowaniem czy duchową frustracją.
Tymczasem jednak Bóg zaprasza cię do stawania w prawdzie i chce, by Wasza zażyłość była autentyczna i głęboka. Każdy rodzaj fałszu jest Mu obcy i może się w pewnym momencie okazać, że sam upomni się, czasem bardzo dla człowieka boleśnie, by odciąć to, co jest tylko udawaniem i zachowywaniem pozorów. Pan zapyta Cię o twoją prawdziwą motywację do bycia z Nim i o prawdziwą materię waszej relacji.
Słysząc po raz pierwszy o Panu Bogu, zachwycając się Nim, a jedocześnie będąc stworzony z Miłości, do Miłości i to w relacji osobowej a nie ideowej, człowiek próbuje po swojemu ułożyć swoje z Nim życie. Nie znając Boga kreuje tę rzeczywistość po swojemu, po ludzku. Czy to jest dobre? Trudno oczekiwać tutaj takiej intuicji duchowej, która pozwoliłaby na od razu właściwe działania i jego efekty. Dlatego potrzebna jest wiedza, poznanie Pana. Potrzebne są studia i element rozumowy. Jednak nie stanowi to ostatecznego rozwiązania w życiu duchowym. Rozum i poznanie rozumowe dotyka tylko jakiegoś aspektu zagadnienia. Wyraźnie jednak brakuje czegoś, co jest właściwe dla poznania bytów duchowych – potrzebna jest do tego wiara. Nie chodzi tu jednak o rozumowe i wolitywne zgodzenie się na istnienie rzeczywistości świata duchowego i Boga samego. Chodzi tutaj raczej o wejście w głąb prawdy, która objawia się wtedy, gdy nawiązuje się dialog w duchu pomiędzy człowiekiem a Bogiem. Poznanie rozumowe jest pewnym etapem w uświadamianiu sobie wagi relacji z Bogiem, ale jej nie konstytuuje. Następuje to dopiero w momencie spotkania osób, które jest zawsze pierwsze w procesie tworzenia się związku między człowiekiem i Bogiem. Bez tego spotkania Bóg będzie w człowieku wierzącym zawsze niejako na zewnątrz i raczej będzie ideą i systemem na poziomie wiedzy niż osobą. Spotkanie zakłada w sobie inny typ poznania niż opis zasłyszany skądś; gdy dochodzi do niego, wtedy człowiek doświadcza w namacalny, czasem fizyczny sposób obecności tej drugiej osoby i skądś wie, że spotyka się nie z ideą ale żywą istotą, która objawia swoją naturę, istnienie. I uczucia. Wtedy nie jest już potrzebna argumentacja rozumowa, bo spotkanie przynosi pewność istnienia Boga i niekwestionowany Jego autentyzm. Łatwo rozróżnić te dwie kategorie ludzi: tych, którzy nie spotkali osobiście Boga i tych, którzy go doświadczyli. Pierwsi opisują cechy drudzy mówią o miłości. Bo właśnie o miłość tutaj chodzi. To jest motywacja. To jest materia, choć wydaje się ona całkowicie niematerialna i ulotna. Tymczasem stanowi twardą rzeczywistość spotykania się Boga z człowiekiem i jako taka w pewnym momencie przestaje być tylko opowieścią i uczuciem a staje się środowiskiem spotkania. Bez niej nie można doświadczyć zjednoczenia i życia w Bogu. Dlatego szukanie Boga to szukanie prawdziwego oblicza miłości i dalej, taka przemiana swojego ja, by stało się ono na nowo skonstruowane przez miłość. Wtedy stanie się możliwe oglądanie Boga twarzą w twarz, nawet jeśli stanie się to już po śmierci.
Celem więc życia duchowego jest miłość. Ale jest także ona drogą człowieka. Stanowi ona też motywację bo przecież to miłość przynagla nas do zdrowego działania, które przynosi wypełnienie. Motywacja to rozpoznawanie w sobie i uruchomienie pierwotnej przyczyny chcenia i argumentów do działania, do zmian. Jeśli więc jest we mnie wpisane, jako natura mojego stworzenia, pragnienie Boga, które On sam włożył w moje serce, to ta motywacja szukania płynie z Jego zamysłu i z mojego ja. Dlaczego tak się dzieje i dlaczego serce człowieka jest mimo wszystko ciągle w stanie poszukiwania miłości? Jeśli św. Jan mówi z natchnienia, że „Bóg jest miłością”, to uświadamiam sobie taką prawdę, że On sam kryje się za miłością, która w tym momencie traci pozór pewnej idei, pojęcia, uczucia ale zyskuje albo inaczej odkrywa przede mną swój osobowy charakter. Bóg wychodząc mi naprzeciw, odkrywa swoja naturę poprzez to, jaki jest, że jest miłością. Miłość więc, do której pociąga moje serce jest drogowskazem, by odkryć samego Boga dla Niego samego, bezinteresownie, tak, jak bezinteresowną jest miłość. Zatem w ciągłym nawróceniu motywacją do przemiany a zarazem, nośnikiem zmian jest miłość, bo w taki sposób, przez miłość i jej realizację – kochanie, Bóg uczy człowieka dorastać do rzeczywistości spotkania i zjednoczenia. Ale jednocześnie zauważam, że to co jawi się motywacją (pragnienie miłości) staje się też celem, bo kochanie wprowadza mnie w rzeczywistość obcowania z Bogiem niejako automatycznie.
Staję więc do zmagania o miłość, wiedząc, czując sercem, że to jest jedyna droga do Ojca. I nie chodzi mi o sam wysiłek, o samo staranie się i samo bycie na właściwej ścieżce. Chodzi o nagrodę, chodzi o to, co w wyniku tego zmagania się wydarzy. Nie zadowala mnie tylko tęsknota i wyglądanie. Mój Pan jest moim celem, nie środki i zabawa z ich obsługą, fascynowanie się namiastką cudowności charyzmatów, strzępkami relacji, krótkimi chwilami uniesień. Gra toczy się o wszystko! Zwracam więc mój wzrok ducha, mojego serca na Pana i rozpoznaję Go tam wszędzie, gdzie Miłość wzajemna i dobroć. Rozpoznaję Go, wtedy, gdy miłością rozpala moje serce i gdy inni okazują mi miłość. Wiem wtedy, że za jej zasłoną, na wyciągniecie już ręki jest On. W taki sposób się objawia i w taki sposób, poprzez miłość, zobaczę go ostatecznie.
Grzegorz Łechtański 14 listopada 2015 r.