Kościół, mój dom.
Przynależność to pojęcie, która paradoksalnie zderza się z rozumieniem wolności. Ale jednocześnie nikt, w tym także i ja, nie lubi czuć się osieroconym, wykluczonym, samotnym. Nieprzydatnym. W procesie nawrócenia i uzyskania wolności rozpoczyna się moja przyjaźń z Bogiem. Relacja oparta na miłości wymusza niejako na człowieku pragnienie bliskości. Nie bez kozery niektórzy mówią o niewoli miłości – dobrowolnym oddaniu się człowieka Panu Bogu ze względu na pragnienie większej miłości. Patrząc na swoje potrzeby wyczuwam jednocześnie, że chcę przynależeć do czegoś większego, czegoś, z czym mogę się utożsamić, w czym mogę złożyć moją nadzieję i oczekiwanie. Pierwszą i zasadniczą formą przynależności jest przynależność do Chrystusa. Deklaracja, składana w wyniku aktu woli o wyborze Jezusa jak Pana i Zbawiciela, zakłada właśnie wejście w zależność typu Pan i sługa - uczeń. Oczywiście dzieje się to z innych pobudek niż w przypadku zawodowym czy drogi, jaką obierają uczniowie mistrzów różnej duchowości. Przynależność do Chrystusa buduje się na całkowitym zaufaniu do Niego, podpartym Jego bezinteresownym oddaniem życia osobiście za każdego. Jedynym argumentem, który może przekonać do poświęcenia komuś życia jest ofiara wynikająca z bezinteresownej miłości. Zatem relacja Mistrz – uczeń kreuje się na miłości i w taki sposób rośnie, by miłość wzrastała. Nie potrzeba wtedy dodatkowych argumentów i nie odczuwa się dysonansu spowodowanego podejrzeniem o interesowność i wykorzystanie, co w wielu przypadkach niszczy początkowy zapał i oddanie.
Ale Chrystus jest pierwszy pośród wielu braci! Jeżeli zatem oddaję życie Chrystusowi i jestem Jego, to przynależę do wspólnoty, której On jest Głową. Przynależność do Chrystusa to przynależność do Kościoła w takim samym oddaniu. To za swoich Chrystus oddał swoje życie, by to, co zostało rozproszone zgromadzić w jedno. Zatem w byciu własnością Chrystusa zostaję włączony we wspólnotę Ludu Bożego – nie jestem sam. Jestem częścią większej całości, wspólnoty ludzi przynależących do Chrystusa. I tylko takie powiązanie z Kościołem jest wiążące – wszczepienie w Chrystusa. Trudno sobie wyobrazić prawdziwe bycie w Kościele, jeśli nie zna się Chrystusa lub, co gorsza, nie chce się mieć z Nim nic wspólnego. Czasem ta rzeczywistość, określona powiedzeniem: Chrystus nie, Kościół tak, może być dla wielu nie do końca uświadomiona; wielu przyznaje się do Kościoła, mówi o swojej wierze, ale Chrystus jest dla nich osobą, z którą nie mają osobistego kontaktu. Wydaje się, że taka sytuacja jest absurdalna, ale przecież wielu żyje tak, jakby Boga nie było, ale identyfikują się w jakiś przedziwny sposób ze wspólnotą Kościoła.
Czy chcesz dobrowolnie oddać swoją wolność i swoje życie Jezusowi? A właściwie to Jezus pyta cię o to – czy oddasz mi samego siebie? Aby móc podjąć decyzję, w sumie tę najważniejszą w swoim życiu, jako człowiek rozumny, w pełni władz umysłowych potrzebne Ci są argumenty i rozumna analiza, prowadząca do postanowień a nie oparta na emocjach lub w oparciu o uczucia.
Ale zawsze na początku jest spotkanie, nie opowieści, świadectwa, relacje – owszem te mogą być pomocne, by zdać sobie sprawę z często nieuświadomionych pragnień i tęsknoty. Zacheusz słyszał o Jezusie, tylko coś od postronnych ludzi, dowiedział się, że jest ktoś taki, jak Jezus. W jego przypadku to wystarczyło, by wspiąć się na sykomorę, aby spróbować zaspokoić ciekawość. Ale czy to, że słyszał o wędrownym kaznodziei i uzdrowicielu spowodowało w nim żar serca i pragnienie pójścia za Mistrzem? W którym momencie dokonała się w nim ta decyzja?
Podobnie sprawa miała się z Mateuszem – trudno było w tamtym czasie nie słyszeć o Jezusie – Jezus staje w komorze celnej Mateusza, na jego terenie, tam, gdzie czuje się pewnie. Jaki był wcześniej stosunek do Nauczyciela, do Jego nauki, cudów? Mateusz nie poszedł słuchać Jezusa , nie szedł za nim, być może nie był zbytnio zainteresowany, traktował sprawę z Jezusem jako ciekawostkę, jako następny news, który za chwilę zostanie wypchnięty z powszechnego obiegu przez następną fascynująca historię. Ale dzieje się coś przedziwnego. Ta opowieść, news, przychodzi do Mateusza i nie jest to teraz tylko ciekawostka, ale żywy i obecny tutaj, w komorze celnej człowiek. Czy to wtedy narodziła się ta miłość, aż po krańce życia i świata, prowadząca do królestwa Bożego poprzez trudy i radości aż po męczeństwo?
I ty, człowieku współczesny, któremu tylko wydaje się, że nie potrzebujesz niczego poza sobą, bo wszystko możesz sam ogarnąć i nie musisz zależeć od nikogo, który możesz cieszyć się swoją wolnością, co zrobisz, jak zareagujesz, gdy pewnego dnia usłyszysz dzwonek do drzwi twojego mieszkania, swojego azylu, w którym jesteś panem, do drzwi swojego komfortu i otwierając ujrzysz Go i usłyszysz słowa z Mateuszowej komory „Pójdź za Mną!”
Serce do Serca! To tam spotykam swojego Pana i wtedy nie pytam o granice, o zasięg przynależności, ile jeszcze muszę oddać, co poświęcić a ile mogę zatrzymać dla siebie, by budować swoje królestwo tu i teraz. Rodzi się przekonanie, pewność, że w oddaniu bezwarunkowym nie ma już wolności rozumianej jako odrębna własność, samostanowienie ale pojawia się inna oparta na przynależności i na zaproszeniu do posiadania wszystkiego, co Pan przygotował: „Pójdźcie błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo przygotowane Wam od założenia świata”. Jeśli więc przynależność do Chrystusa prowadzi nas do bycia posiadaczami Bożego Królestwa, czym więc jest ta wolność, którą mamy w Chrystusie jako niewolnicy Jego miłości? Jako dzieci Boże, żyjące swoim życiem na tym świecie na swój sposób, mając niejasny obraz Boga wpisany w nasze serca, jesteśmy wygnańcami raju, ugodzonymi straszliwie ościeniem śmierci – grzechem. Zmroczony nim nasz ogląd rzeczywistości sprawia, że poruszamy się jakby w mroku, na uwięzi, nie doświadczając szczęścia i Bożej miłości w sposób jasny i prosty. Szarpiemy się w życiu, doświadczając niewoli grzechu, trudności, układów, obwiniając siebie, innych, Pana Boga za naszą niedolę. Ale Bóg nie rezygnuje z nas nigdy, dlatego w życiu każdego człowieka, w pewnym momencie Ktoś puka do moich drzwi nieszczęścia i gdy uchylam je niepewnie, widzę Jego pełne miłości oczy i uśmiech Tego, który nie może tylko udawać miłości, bo odchylając szatę na piersi pokazuje mi ranę w boku, w której jaśnieje Jego serce, żywe i prawdziwe kochaniem mnie. Pozwala mi dotknąć się go, bym mógł uwierzyć, że Jego miłość jest autentyczna i zroszona Jego własną krwią. I wtedy zadaje mi to kluczowe pytanie, właśnie tak, jak zapytał Mateusza, jeśli kocham Cię bezgranicznie to czy pójdziesz za mną, z tego grobu własnego nieszczęście, czy jeszcze dziś wyruszysz pozostawiając te wszystkie swoje projekty życiowe i oddasz się całkowicie mnie, Jedynej Prawdzie i miłości?
I tak Bóg prowadzi mnie w głąb swojego serca, bym w nim nauczył się kochać i nauczył się prawdziwej wolności: wolności od egoizmu, braku miłości, pychy, nienawiści i lęku. Bo prawdziwa miłość zwycięża to wszystko. Jeśli jestem z Nim to jestem człowiekiem na właściwym miejscu. Przynależność to wolność!
Serce moje jest w szkole Mistrza. Jak długo? Aż nie oddam wszystkiego, co moje do ostatniego grosza! Bo musi być ono wolne, oczyszczone, odnowione, by bez przeszkód móc przyjąć to kochanie, które Bóg zamierzył od samego początku. A sam powiedział : nie jest dobrze, by człowiek był sam! W Bożej szkole zatem znajduje się wiele serc, które uczą się prawdziwej miłości i życia w Jego bliskości, przygotowując się do tego momentu, gdy zostanie zdjęta zasłona, by oglądać twarzą w Twarz! Ta szkoła to twój Kościół, twój Dom, prawdziwy Dom, w którym odnajdujesz samego siebie i braci i siostry tak samo ukochanych i prowadzonych przez Pana. A Bóg mówi do Ciebie: niech twoje serce będzie moim sercem w moim i twoim Kościele. Bo dom to miejsce odpoczynku, to miejsce pokoju zaufania, azyl bezpieczeństwa, które rodzi się z miłości.
Moje serce rośnie miłością! Mój kościół rośnie miłością! Będę miłością w sercu Kościoła, w sercu mojego domu!
Panie!
Oto ja, Twój sługa a moje serce należy do Ciebie,
Moje małe i niepokorne serce!
I wiem, że tu otwiera się mój Dom naszego wspólnego życia.
W moim sercu, tu jest Kościół.
I jesteś Ty!