Gorycz - choroba ducha
Jako dzieci Boże jesteśmy wezwani do radości i do pokoju ducha. Nieustanna radość nie wiąże się oczywiście z wesołkowatością, ale stanem ducha wynikającym z relacji z Bogiem. Chociaż, jeśli w człowieku panuje wewnętrzna radość , to będzie się ten stan w jakiś sposób, adekwatny do charakteru, manifestować. Skąd radość bierze swoje źródło? Pan Jezus ogłaszając Ewangelię światu i każdemu człowiekowi z osobna mówi bardzo często obrazami, które stają się bardziej wymowne niż bezpośrednie stwierdzenia. Wielokrotnie Jego opowieści dotyczą królestwa Bożego. Dzieje się tak dlatego, że w ten sposób Pan pokazuje nam perspektywę życia. Człowiek przygnieciony przez jego troski i przez grzech, który kładzie się nieszczęściem na wszelkich działaniach ludzkich, nie dostrzega prostego faktu, że to, co możemy nazwać jarzmem życia nie będzie trwało wiecznie.
Jezus już teraz w serce każdego wierzącego wnosi perłę królestwa, by w ten sposób skorygować krótkowzroczność grzechu i dać nadzieję, już teraz, na szczęście. Jeśli ktoś znajdzie perłę, sprzeda wszystko, co ma, by ją nabyć… Pan Jezus nie mówi wyraźnie w przypowieści, co jest tą drogocenną perłą. Być może daje uczniom odkrywać tę prawdę stopniowo, by w końcu, gdy On odejdzie, doświadczywszy Jego utraty, poznać Go w nowy sposób, tak jak my teraz. Jezus – drogocenna perła, dla pozyskania której warto wszystko oddać, nie w chwili śmierci, ale już teraz, bo stanowi On najwyższe dobro – królestwo Boże. Jezus sam o sobie mówi – królestwo Boże jest pośród (w ) was. Perspektywa patrzenia na swoje życie znacznie się wydłuża – na to, co dzieje się tutaj i teraz spoglądam jako na mały wycinek całości. W dodatku, jeśli odkrywam w swoim życiu Tego, który pokazuje mi moją przyszłość i moje przeznaczenie do życia wiecznego, to już teraz rodzi się w moim sercu pokój i pewność, że jestem w dobrych rękach i to, co jest trudnością życia nie zwycięży we mnie obecności Pana, który już zwyciężył wszystko. Dlatego z pewnością opieki Bożej, w następnej kolejności pojawia się uspokojenie, wolność od udręki, pokój serca i radość . Nie muszę się niepokoić o moje jutro teraz i o wieczne teraz. Odkrycie w swoim życiu miłującej obecności Bożej prowadzi mnie do odpowiedzi miłości, miłości, która nadaje sens i jest fundamentem do działania, do ekspresji, inwencji twórczej, do poświęcenia a jej objawem jest pokój, radość, łagodność.
W tym kontekście zobaczmy teraz stan ducha, którym jest gorycz. Wynika ona z porażki człowieka w odniesieniu jej rzeczywistości do postrzegania wartości swojej osoby. Nie bez przyczyny słyszymy często określenie: gorycz porażki. Kim jest człowiek, w którym gości gorycz? Porażka wiąże się często z poczuciem skrzywdzenia, bycia gorszym, brakiem samoakceptacji, brakiem pocieszenia i z agresją, która nie może znaleźć upustu. Uczucia te trafiają na pole postrzegania swojej osoby, jej wartości, znaczenia, pozycji. Każda sytuacja porażki w jakimkolwiek wymiarze ( sytuacji, uczuć, duchowym, wiary, walki duchowej, konkurencji itp.) niesie ranę, która powinna zostać uleczona. Stan goryczy w życiu nie bierze się z pojedynczego doświadczenia lecz jest wynikiem nawarstwiających się zranień w tej dziedzinie. W końcu człowiek wchodzi w stan ducha objawiający się reagowaniem goryczą i każdym innym uczuciem, którego gorycz jest motorem. Można podać wiele przykładów sytuacji ilustrujących tę rzeczywistość.
Zobaczmy to na przykładzie walki duchowej. Doświadczeniem wielu ludzi jest pewna sytuacja w ich życiu związana z ciągle ponawiającym się grzechem w jakiejś dziedzinie, czy to związanej z uczciwością, czy np. z czystością, czy reagowaniem gniewem. Jako dziecko, wchodząc dopiero w rzeczywistość pojmowania i świadomości grzechu, człowiek jest wolny od poczucia ciągłej porażki. Z upływem czasu doświadcza on jednak, że pomimo starań, ciągłej walki z konkretnym grzechem doznaje nieustannych porażek. Rozpoczyna się refleksja na stanem tego zagadnienia i konfrontowanie go z poczuciem własnej wartości. Nie widząc postępu, człowiek rozpoczyna szukanie przyczyn takiego stany rzeczy; w zależności od rodzaju zagadnienia dokonuje osądu albo siebie samego, albo innych, lub układów społecznych, politycznych. Uznaje siebie samego za przyczynę swoich ciągłych niepowodzeń, co prowadzi często do zniechęcenia, samopotępienia, samoodrzucenia i autoagresji a w konsekwencji do zgorzknienia wynikającej z niemożności zwycięstwa. W przypadku gdy w innych ludziach, czy sytuacjach zewnętrznych człowiek upatruje przyczynę swojego poniżenia i upadku, proces szukania winnych przenosi się na inne osoby
objawiając się uczuciami agresji, obmowy, złości, nienawiści itp. Jednak w konsekwencji permanentnie powtarzających się porażek czy kolejnych upadków bez nadziei na sukces, uczucia kierowane przez człowieka na zewnątrz uderzają do wewnątrz i sprawiają, że pojawia się u niego uczucie niemożności, beznadziei i rozgoryczenia. Tak więc zarówno w pierwszym jak i w drugim przypadku stan końcowy jest podobny – gorycz, która manifestuje się tylko inaczej, w zależności od sytuacji. I właśnie tu zaczyna się następna warstwa problemu – na fundamencie goryczy, która staje się częścią tożsamości człowieka budują się następne warstwy niepożądanych zachowań, które w konsekwencji stworzą nowe elementy fałszywej tożsamości człowieka. Widać więc wyraźnie, że gorycz jest chorobą ducha, która nie leczona, może przynieść poważne powikłania. Jakie? Samoodrzucenie bardzo szybko izoluje człowieka ze społeczności: małżeństwa, rodziny, środowiska pracy, wspólnoty. Izolacja w konsekwencji pogłębia beznadzieję (myślenie znikąd pomocy), a człowiek samotny, niekochany, znajduje różne, niebezpieczne rozwiązania na swoje życie, włącznie z samobójstwem. Gniew na innych, na świat burzy miłość a potęguje nienawiść, stając się przyczyną izolacji zarówno zewnętrznej (inni nie wytrzymują) jak i wewnętrznej (nie chcę być z tymi ludźmi). Izolacja z nienawiścią mogą dać różnego rodzaju mieszanki wybuchowe.
Być może mówimy o sytuacjach skrajnych i jakkolwiek takowe mają miejsce, to większość z ludzi doświadcza, jeśli nie stanu permanentnego, to choćby uczucia goryczy. W obu tych przypadkach potrzebne jest leczenie. Uczucie goryczy trudno pogodzić z radością i te dwie rzeczywistości źle koegzystują ze sobą. W doświadczeniu życia chrześcijańskiego doznajemy różnego rodzaju trudności i upadków. Ważne jest natomiast nasze podejście do problemu i świadomość własnej kondycji - że jesteśmy grzesznikami z góry skazanymi na porażkę. Należy więc w swoim myśleniu i działaniu założyć, że jeżeli podejmuję walkę ze słabościami samotnie, bez Pana i bez braci to zawsze polegnę. Gorycz porażki więc będzie mi towarzyszyć nieustannie i w końcu utrwali się jako stan duszy. Doświadczenie pokazuje, że nie jest to odosobniony przypadek i dzieje się tak w życiu wielu chrześcijan. Wtedy z ich życia znika to, co winno być jego zasadą – radość.
Jezus przychodzi do każdego, by dać siebie. Nie tylko, by być w momentach chwały ale, na równi, by być w momentach upadku i porażki. We wszystkich momentach. Jego propozycja, by w serce człowieka wnieść wolność, zdrowie, radość jest ciągle aktualna. Inicjatywą człowieka jest decyzja permanentnego nawrócenia, nie teraz, nie jutro, zawsze! W sytuacjach, gdy upadam i grzeszę muszę przyjść do uświadomienia i do decyzji ponownego wyboru Jezusa, nawet jeśli przed chwilą powiedziałem sobie: poradzę sobie sam. Nie poradzisz sobie! A wnet pojawi się gorycz porażki. W rozumnej decyzji muszę uznać panowanie Jezusa nade mną i nad każdą rzeczywistością na tym świecie. Jeśli Jemu zaufam, że w każdej sytuacji jest ze mną i wie o wszystkim, co się ze mną dzieje, to z tego faktu płynie pokój, że to On jest zwycięzcą i że to On ze wszystkiego w moim życiu wyprowadza dobro dla mnie. Leczenie więc z goryczy polega na przyjściu w zaufaniu do Pana w akcie nawrócenia.
Praktycznie można tego dokonać we wspólnocie wierzących podejmując drogę wiary podczas rekolekcji ewangelizacyjnych lub seminarium odnowy wiary. Jedną z możliwości jest poproszenie wspólnoty o modlitwę uzdrowienia. Jeśli jest w człowieku przekonanie o tym, że stan goryczy jest moją osobistą niewolą, to pomocna będzie w tym przypadku modlitwa uwolnienia. Ważny jest w każdym przypadku ten pierwszy gest i decyzja: „wstanę i pójdę do domu Ojca”. Mocna decyzja i konsekwentna droga do Ojca. Kluczowe jest też życie po nawróceniu i tutaj niezbędne jest odnalezienie się w Bożej wspólnocie ludzi autentycznie żyjącej w Duchu Świętym, gdzie celebrowane jest Słowo Boże i sakramenty i dla których Pan jest najważniejszy. Życie z Jezusem, to życie z potężnym przyjacielem. W moim życiu nie muszę się lękać, że zostanę sam i nikt mnie nie zrozumie i nie pocieszy. Pokazując właściwą perspektywę mojej drogi do królestwa Ojca, staje się dla mnie drogocenną perłą, dla której warto oddać wszystko: swoją słabość, grzech, nieumiejętność, niewolę, swoją samowolę i pychę samowystarczalności. I jeśli przychodzi to, co często jest nieuniknione, gdy trzeba stanąć do walki, do zmagania o swoją dusze, o dobro, o innych, to właśnie On, Zwycięski Pan Zastępów stoi w pierwszej linii w walce ze mną, za mnie i dla mnie. Raduję się więc mając takiego Przyjaciela przy sobie, oddam wszystko dla Niego, oddam mu gorycz swojego życia, bo On w zamian daje mi samego siebie.
Grzegorz Łechtański DM Konin
2 marca 2014