Diakonia jako miejsce odnajdowania Boga w służbie braciom
Chcemy dać ci dziś przepis, który pomoże ci odnaleźć sens bycia z Panem Bogiem. Być może zdziwi cię, że fakt komunii z Bogiem wymaga jakiegokolwiek argumentowania. A jednak! Patrząc często na nasze życie, na dialogi jakie prowadzimy, decyzje jakie podejmujemy możemy często zwątpić w to, że Pan Bóg stanowi dla nas jakąś znaczącą wartość. Do tego czasem dołącza się jeszcze trudny do ukrycia smutek i brak nadziei. Wydaje się, że we wspólnocie, jej członkom nie grożą tego rodzaju dylematy. Przecież każdy z nas decyzję o przyjęciu Pana Jezusa ma za sobą. Ale to często tylko teoria. Oczywiście problem jest pewnie bardzo złożony i każdy z nas radzi sobie w swoim życiu wiary na swój sposób. Ale nie będzie w tym nic złego, aby spróbować przyjrzeć się pewnemu aspektowi naszej relacji z Panem.
Do wspólnoty przychodzimy po znalezieniu prawdy o Panu Bogu. Ale bywa też niestety, że do wspólnoty trafiamy z innych przyczyn i w celu uzyskania pewnych korzyści. Wspólnota jednak nie jest miejscem, gdzie przychodzisz znaleźć towarzystwo, czy leczyć swoje zranienia lub budować swoje znaczenie lub władzę. W tych przypadkach trudno mówić o uczciwym szukaniu Boga; jest to raczej szukanie samego siebie lub, co gorsze, czynienie siebie bogiem. Dlatego musisz spojrzeć, chcąc być uczciwy, na swoje miejsce i motywację bycia we wspólnocie. Często też, z początkową nawet dobrą i szlachetną decyzją i motywacją zderza się codzienność trwania, która tępi pierwotną gorliwość i radość pierwszego spotkania. Możesz mieć więc w pewnym momencie wątpliwości, czy dalsze bycie we wspólnocie ma jeszcze jakiś sens, jeśli nie przynosi już radości i nie daje pozytywnego wzmocnienia w życiu. W tym przypadku twoje serce może skłaniać się powoli w kierunku zdrady, ale dobrze kamuflowanej, bo w ostatecznym rozrachunku prowadzi ona do odejścia od Pana Boga. Trudno pogodzić w sobie te dylematy, bo przecież w końcu chodzi tutaj o Pana Boga. Więc także i w tej dziedzinie może dochodzić do wypalenia „wspólnotowego”. Może pojawić się w twojej głowie argumentacja, że wspólnota nie daje ci nic i już nic nie ma dla ciebie do zaproponowania, staje się po prostu nudna. Stosujesz wtedy prosty mechanizm przeniesienia winy. Ale to po prostu kłamstwo, które przyjąłeś skwapliwie by usprawiedliwić swoją ucieczkę. Być może wszystko to nie odbywa się tak sztampowo, jednak zwróć uwagę, czy takie myśli nie gościły w twoim sercu. Oczywiście, jak każde kłamstwo, tak i to powoduje wyrzuty sumienia. I albo odejdziesz albo… Możesz przyjść ponownie do Pana, który prowadzić cię chce do pogłębienia relacji z Nim w codzienności. Wspólnota nie jest celem samym w sobie, ale w niej spotykasz ludzi, którzy tak jak ty chcą być blisko Pana Boga a właściwie żyć w komunii z Nim. Dlatego to tzw. przychodzenie do Pana odbywa się nie ze względu na innych, układy, wspólnotę ale ze względu na samego Pana. I jest to proces wewnętrzny, rodzący miłość do Pana jako odpowiedź na żywe doświadczenie Jego Miłości. Jeśli więc do tej pory nie ma w twoim sercu miłości do Pana Boga, miłości, która być może została zastąpiona jej jakimś substytutem, strukturą, np. formalną pobożnością, to znaczy, że nie dokonało się spotkanie z Miłością i dla Ciebie Ewangelia Jezusowa jest martwa, bo Jej duchem jest miłość Boża do człowieka. Gdy na pytanie, czy kochasz Pana Boga odpowiadasz twierdząco a jednocześnie czujesz w sercu że kłamiesz, to jest to ten moment, w którym dokonuje się osąd. Pan dobija się do drzwi serca, byś wreszcie pozwolił Mu się kochać. Stań wtedy w prawdzie przed Nim, bądź uczciwy i powiedz Mu o swojej niemożności kochania Go. Ty nie jesteś w stanie wygenerować szczerej miłości do Niego ale możesz w akcie wiary pozwolić by On cię kochał. Jest to ten pierwszy moment, w którym pozwalasz Bogu, by uzdatniał twoje serce do kochania. Jest to jak pierwsze zaoranie nigdy nie uprawianej gleby. I zawsze to co najważniejsze dzieje się w głębi serca, które jest wtedy jakby ogarnięte, zamknięte w Bożym sercu. W tym sanktuarium jest tylko On i ty i dopiero wtedy możesz usłyszeć Jego Miłość. Ta komunia osób jest rzeczywistością wewnętrzną i fundamentem życia wiary, w której rodzi się Jezus na zawsze! To posiadanie Jezusa jest doświadczeniem działania Ducha, który stwarza jedność i buduje wspólnotę miłości człowieka z Bogiem. Dopiero w takim doświadczeniu Boga człowiek odnajduje pragnienie świętowania tej prawdy z drugim człowiekiem i opowiadania o tym, kim jest Bóg i co uczynił w moim życiu. Wspólnota buduje się więc niejako od wewnątrz jako komunia osób żyjących w komunii z Bogiem. Jedność wspólnoty jest więc jednością z Bogiem w każdym sercu ale w jakiś sposób tworzona przez Ducha we wszystkich sercach łącznie. Dlatego jasne jest, że samo włączenie się do wspólnoty bez wejścia w komunię z Bogiem jest sięganiem po owoce bez otwierania w sobie źródła życiodajnych soków by stać się w końcu tym, który te owoce, jako dojrzałe żywe drzewo, wydaje.
Różne są drogi we wspólnocie do Pana Boga. Pan radzi sobie bardzo dobrze sam z naszą nieumiejętnością szukania Go. Ważne jest tylko, czy twoje serce jest szczere w szukaniu Go. Jeśli przychodzisz do wspólnoty w wyniku przepowiadania Ewangelii lub przez świadectwo wierzących chrześcijan to nie znaczy, że jest to jedynie słuszna droga do komunii z Bogiem. Wiemy przecież, że wielu trafia do wspólnoty na zaproszenie, w którym niewiele jest mowy o Panu Bogu. Zarówno w pierwszym, „właściwym” przypadku jak i w drugim, w ostatecznym rozrachunku liczy się uczciwość w relacji do Pana i do braci. I jeśli nawet pierwotne motywacje są niewłaściwe, to liczy się to, jak ostatecznie poukładasz swoje sprawy z Panem.
Jest to pierwszy etap „bycia” we wspólnocie. Etap brania. Etap, który każdy z nas w jakiejś mierze przechodził lub przechodzi. Etap bardzo potrzebny, ale taki, który w pewnym momencie trzeba bez żalu zostawić za sobą, by w końcu owocować a wręcz obfitować.
I tu możemy pomyśleć o służeniu drugiemu człowiekowi. Bo wtedy masz z czego dać i dając jednocześnie otrzymujesz, bo czerpiesz z nieskończonego źródła Bożej Miłości. To nie z ciebie jest ta przeogromna moc przemiany serca, uzdrowienia, uwolnienia, radości, pokoju. To są dary Ducha przez ciebie. Towarzyszysz Bogu, gdy On sam działa i stajesz się świadkiem Jego Miłości. A jednak masz ciągłe pragnienie służby. Chcesz, aby i inni żyli w wolności Dzieci Bożych. Chcesz ze względu na miłość w swoim sercu, miłość Jego i do Niego. Dlatego diakonia to nie działanie, nie akcje, nie obowiązek ale przynaglenie Ducha, który rozlewa miłość w twoim sercu. A ten kto sieje miłość zbiera jak plon miłość. Pan Bóg skłaniając twoje serce do służby w swojej ekonomii jest przedziwny – dawaj człowiekowi a będziesz miał jeszcze więcej. On sam prześciga się w dawaniu i jest hojnym dawcą.
Dziś, to dziś, w którym żyjesz jest zawsze chwilą, w której Pan szuka cię i ciągle cię wzywa. Przede wszystkim, by mieć cię dla siebie, ale jednocześnie daje ci nowe oczy i nowe serce, byś patrzył tak, jak On i kochał tak jak On. I jeśli myślisz, że to będzie cię dużo kosztować, i będzie to uniżenie z twojej strony to wiedz, że Pan nie chce ci nic zabierać, twoich dóbr, dzieci, rodzin, ale chce byś ty sam mu to oddał, dobrowolnie i z miłością bo On, jako hojny dawca, da ci stokroć więcej. Taka jest droga służby, diakonii. Droga, która w ostateczności prowadzi Cię zawsze do jednego celu, do komunii z twoim Przyjacielem. Tu i na zawsze.
Grzegorz Łechtański