John Bashobora w Kazimierzu Biskupim 22-27 października 2012 roku.
Wielka jest łaska Pana dla Ciebie i dla mnie! Gdy budzisz się rano, wchodzisz w obecność Pana i podnosisz w górę flagę Jezusa – Jego Krzyż. Jesteś dzieckiem Ojca i Twoja godność wynika z tego, że Ojciec w Jezusie uczynił Cię godnym bycia dziedzicem Jego Królestwa. Nie jest to idea, ale twarda rzeczywistość, Twoja rzeczywistość bycia ukochanym synem i córką Boga. Czy wierzysz w to? Dlatego masz chodzić w mocy i świętości Bożej, bo jesteś katolikiem, jesteś ochrzczony i bierzmowany. Przez Ciebie ma przepływać na innych łaska Boża. Czas przestać być leniwym katolikiem, zamkniętym w swojej skorupie życia i teraz przyjąć zbawienie, jako moc sprawiającą przemianę życia. Jesteś wezwany w mocy Jezusa do odrzucenia grzechu i przyjęcia zbawienia, by życie Boże zakwitło w Tobie, by wydało owoc nawrócenia. Jezus przyjął już Twój grzech i na Krzyżu już Cię zbawił. Jemu niech będzie chwała! I On wypełnia obietnicę Ojca - posyła Ci Ducha, byś stał się na obraz Jezusa.
Te słowa i wiele innych usłyszeliśmy z ust ugandyjskiego księdza Johna Bashobory. Ojciec John prowadził rekolekcje przez tydzień w Kazimierzu Biskupim w Klasztorze Misjonarzy Św. Rodziny. Jego głoszenie to słowa wypowiadane z mocą, słowa ogłaszania Dobrej Nowiny w mocy osobistego świadectwa życia. Być może już wielokrotnie słyszałeś Dobrą Nowinę, ale słowo, które głosi ks. Bashobora trafia bardzo mocno do serca i rewiduje postawy, hierarchę wartości, burzy utarte schematy i dawne nawykowe sposoby myślenia. To ewidentny dar Ducha Św. w posłudze tego kapłana. I należy stwierdzić jeden z wielu darów, jakimi posługuje w Kościele. To, co jest jednak najważniejsze, to przemiana ludzkich serc, czym najmocniej manifestuje się obecność Ducha Św. w jego posługiwaniu. Ojciec John wyraźnie mówił o autentyzmie wiary i o uczciwym stawaniu w prawdzie wobec wołania Pana Boga w życiu chrześcijańskim. Twardo piętnował postawę chrześcijan, jako leniwych, będących biernymi, bez inicjatywy, dla których naturalnym wydaje się myślenie, że do pracy na niwie Pańskiej są powołani inni a najlepiej kapłani lub jacyś ludzie z większymi predyspozycjami i bardziej obdarowani. Dlatego jego nauczanie było nacechowane wołaniem o rewizję swojej postawy służby w umiłowanym Kościele, w ewangelizacji, modlitwie. To ja jestem powołany, to ja jestem posłany, ja jestem apostołem. Ojciec John porównał świeckich do wielkiej bezużytecznej armii, czekającej nie wiadomo na co, jakby nie mającej zapłonu. Wielokrotnie podkreślał, że przyjęliśmy Chrzest i Bierzmowanie a nie korzystamy z daru Ducha Św.
Słuchając tych słów bardzo konkretnie odnoszę je do swojego życia. Z wieloma tezami musiałem się zgodzić i ze wstydem stanąć w prawdzie przed Bogiem i samym sobą. Nie próbowałem się nawet usprawiedliwiać, że mamy takie społeczeństwo, że takie są realia naszego Kościoła w Polsce. I że na dobrą sprawę, to jednak coś niecoś w tym Kościele robię. Zrozumiałem, że nie o to chodzi. Bóg w tym czasie zapytał mnie o moją gotowość pójścia tam, gdzie On mnie pośle. A jeszcze bardziej osobiście zapytał mnie o moją miłość do Niego i do człowieka. Musiałem określić się, co do mojej miłości wobec mojej żony, dzieci, bliskich, braci ze wspólnoty, do innych obcych ludzi, których On stawia na mojej drodze. I zadał mi konkretnie po trzykroć pytanie: czy ty(!) mnie kochasz? Co miałem odpowiedzieć mojemu Ukochanemu? Co ty odpowiesz Jemu, gdy zapyta o to samo Ciebie? Zrozumiałem też to, bym stał się przezroczysty, gdy przeze mnie będzie kochał innych, by nie chcieć zatrzymać, choć trochę, z tej miłości, która będzie odpowiedzią mojego brata i siostry na Jego miłość. Niech moją radością stanie się oglądanie szczęścia, które rodzi się w sercu człowieka, gdy spotyka miłość Boga dzięki mojej służbie. Ja zaś niech stanę się przezroczysty. Teraz rozumiem, dopiero teraz: słudzy nieużyteczni jesteśmy…
Bóg nie przestaje mnie kochać. Odkrywszy tę tajemnicę dla siebie, z niej czerpię radość i moc do służby. A w tej Miłości Bóg pokazuje mi i daje mi argumenty do kochania drugiego człowieka, tak samo ukochanego przez Boga jak ja. I w tej Miłości nie ma miejsca na zazdrość, bo Bóg kocha mnie dziś PEŁNIĄ swej miłości. Drugi człowiek jest do kochania, to jest moje zadanie życia, zadanie służby, ewangelizacji. To naśladowanie swojego Pana, bo On potrafi kochać człowieka, każdego nie tylko żonę, dzieci, każdego!
Najważniejsze jest: będziesz miłował….
Grzegorz Łechtański